Najbardziej powszechnie postrzeganym wskaźnikiem charakteryzującym stan rynku kapitałowego jest poziom wycen akcji mierzony zmianą indeksów giełdowych. I rzeczywiście długookresowe trendy rynkowe są w jakiejś mierze odzwierciedleniem stanu rynku, ale też w jakiejś mierze są samospełniającą się prognozą. Jeśli mamy za sobą trzy lata dynamicznych wzrostów, to można się spodziewać, że nie jest to krótkookresowa anomalia, tylko w miarę stabilny trend oparty na głębokich przemyśleniach analityków i inwestorów.
Mam jednak z taką interpretacją pewien problem, gdyż przez te trzy lata spółki nie rosły w takim samym tempie, jak rynek. Okres ten nie przyniósł też optymizmu w ujęciu geopolitycznym. Czy w takim razie uczestnicy rynku mylili się trzy lata temu, czy może mylą się dziś? A może nawet byli w błędzie i wówczas i obecnie? Niezależnie jednak od przyczyn tego wzrostu warto się zastanowić, co możemy zrobić, aby ten dobry trend podtrzymać.
Spójrzmy na fundamenty rynku, czyli na emitentów. W ciągu tych ostatnich trzech lat rynek opuściło łącznie 95 spółek, ale deficyt ten został częściowo zrekompensowany 56 debiutami. A zatem w ujęciu netto ubyło 39 emitentów, w tym 16 z rynku regulowanego i 23 z NewConnect. Z jednej strony można się zaniepokoić, że wskazane powyżej wzrosty mocno kontrastują z kurczeniem się liczby spółek. Z drugiej jednak, można optymistycznie zakładać, że coraz wyższe notowania sprzyjać będą debiutom. Że w obecnych realiach rynkowych IPO, które nie doszły do skutku rok czy dwa lata temu sprzedałyby się dziś jak ciepłe bułeczki.
Jeszcze szybciej i chętniej z opcji finansowania rynkowego powinni zacząć korzystać obecni emitenci. Nowa emisja akcji nie będzie się bowiem dla nich wiązać z koniecznością zwiększenia przejrzystości informacyjnej czy wdrażania nowych procedur compliance. Co więcej, już od ponad roku mogą korzystać z szybkiej ścieżki emisji bez konieczności sporządzania i zatwierdzania prospektu emisyjnego. Mam nadzieję, że nałożenie na siebie czynników rynkowych (wysokie wyceny), regulacyjnych (nowa emisja bez interakcji z nadzorcą) i kalendarzowych (publikacja raportów rocznych) spowoduje wysyp tej formy finansowania już najbliższej wiosny.
Czym jeszcze można zatrzymać lub nawet przyciągnąć nowe spółki na publiczny rynek kapitałowy? Na horyzoncie majaczy ograniczenie zakresu raportowania kwartalnego, choć proces ten w ciągu ostatnich miesięcy bardzo tracił na dynamice. Oczywiście inwestorzy powinni mieć dostępne wszelkie istotne dla nich informacje, ale z drugiej strony nie jest w ich interesie obciążanie ich spółek wymogami nadmiarowymi, które – z uwagi na konieczność konkurowania z podmiotami nienotowanymi – w konsekwencji obniżają ich zyski. Warto nadmienić, że regulacje UE nie wymagają w ogóle publikacji raportów kwartalnych. Dla inwestorów wszak ważniejszy jest wyższy poziom zysków niż otwartości informacyjnej ich spółek.