Południowa Afryka. Słynna z wielu towarów i produktów. Na przykład z winnic i wina w RPA. Namibia z kolei jest producentem uranu. W tym regionie świata występuje też gaz i ropa naftowa (nie tylko w Angoli). Jest turystyka jako niezwykle ważne źródło dochodów budżetu i prywatnych przedsiębiorców w RPA, Namibii, Botswanie, Zimbabwe i tak dalej.
Południe kontynentu słynie również, od drugiej połowy XIX wieku, diamentami. Dzisiaj udział subkontynentu w światowej produkcji diamentów zmalał, ale to i tak druga pozycja w wydobyciu i handlu, zdaje się, że po Rosji. Największym afrykańskim dostawcą jest Botswana. Jednak to prowincje południowe, czyli dzisiejsza RPA, były sceną diamentowej gorączki, podobnej do kalifornijskiej gorączki złota. Wtedy powstała też kompania De Beers przy walnym udziale Cecila Rhodesa. Tego samego, który planował kolej Kair–Kapsztad, od którego imienia nazwano Rodezję (a właściwie dwa kraje, bo w tamtej epoce istniały Rodezja Północna i Południowa) i którego pomnik stoi – nadal – na terenie uniwersytetu oksfordzkiego. Stoi, mimo że studenci domagali się jego zburzenia, bo przecież Rhodes był bezkompromisowym kolonialistą i jego statua, zdaniem studentów, obraża nasze wartości. Notabene śmiem twierdzić, że chyba wyznaję podobne wartości, ale nie czuję, by pomnik Rhodesa ani czyjkolwiek inny je obrażał.
Kompania De Beers zajmowała się w co najmniej takim samym stopniu wydobyciem diamentów, co czymś w rodzaju deweloperki. Skupywała działki i potem wydzierżawiała je poszukiwaczom kamieni. Przy okazji wyposażała górników w narzędzia. To przypomina spryciarzy, którzy jako jedyni zarobili na gorączce złota w Ameryce, sprzedając poszukiwaczom szpadle i łopaty. Ale założyciele De Beers okazali się wszechstronniejsi. Spółka stała się światową potęgą w handlu diamentami. A przynosiło to krociowe zyski, bo znali się na czymś jeszcze. Na budowaniu narracji, budzeniu emocji i stwarzaniu symbolicznych skojarzeń. Twierdzi się bowiem, że to właśnie De Beers nadała cennemu minerałowi nowe znaczenie. Ni mniej, ni więcej, wmówiła światu, że wyraża on uczucia i że, co więcej, uczucie miłości w pełnym tego słowa znaczeniu można zamanifestować, jedynie gdy obdaruje się ukochaną kobietę diamentem (a raczej brylantem, wszystko jedno). Potem doszła do tego piosenka śpiewana przez jedną z najsławniejszych influencerek XX wieku Marilyn Monroe. Słowa „diamonds are a girl’s best friend” w filmie „Mężczyźni wolą blondynki” (dzisiaj taki tytuł raczej nie mógłby powstać w Hollywood) utrwaliły status diamentów jako doskonałego – i drogiego – środka ekspresji uczuć. Naprawdę, kto myśli, że sprzedaż oparta przede wszystkim na emocjonalnej wartości produktu, to wyłączna domena ery internetu, jest w błędzie.
Afryka ma wiele bogactw inwestycyjnych. Kontynent słynie ze znalezisk szczątków dinozaurów. Dobrze, ale co ma piernik do wiatraka?
Szkielety dinozaurów są licytowane na aukcjach najbardziej znanych domów aukcyjnych. Ceny sięgają milionów dolarów. Na przykład na aukcji Christie’s w roku 2020 szkielet tyranozaura (T. rex) o imieniu Stan sprzedano za ponad 30 milionów dolarów! Kiedy zaczynałem pisać ten felieton, zbliżała się aukcja Sotheby’s, na której miano wystawić szkielet stegozaura, któremu ludzie dali imię Apex. Eksperci szacowali możliwą do uzyskania cenę na zawartą w przedziale od 4 mln do 6 mln dolarów. To była i tak niska wycena, bo stegozaury żyły z grubsza 150 milionów lat temu, dwa razy dawniej niż tyranozaury, których jest z tego powodu więcej. Cena za Apeksa powinna być więc wyższa niż cena za Stana. Śpieszę dodać, że eksperci znowu się pomylili, i to drastycznie. W chwili, kiedy wysyłam ten felieton do druku, wiadomo już, że Apex stał się najdroższym dinozaurem w historii, osiągnąwszy cenę prawie 45 milionów dolarów.