W teorii spółkom powinno zależeć na podnoszeniu wyceny akcji. Dzięki temu utrudniają wrogie przejęcia i mogą oferować nowe akcje po wysokich cenach. Co jednak, jeśli struktura akcjonariatu nie pozwala na wrogie przejęcie, a spółka raczej skupuje swoje akcje, niż emituje nowe? W takiej sytuacji, niestety, emitent może mieć zupełnie inną optykę. I widzieliśmy już bardzo dużo przykładów zanikającej płynności, przekładającej się na spadające wyceny, ułatwiające delisting przy stosunkowo małym koszcie.
Jeśli emisja akcji jest na tyle skomplikowanym i nieprzewidywalnym procesem, że łatwiej sięgnąć po kredyt bankowy, to fakt notowania staje się niepotrzebnym garbem utrudniającym prowadzenie biznesu z uwagi na olbrzymie wymogi przejrzystości informacyjnej przekładające się nie tylko na wyższe koszty, ale także na niższą pozycję konkurencyjną wobec podmiotów z branży, które publikują na swój temat jedynie szczątkowe dane.
W takim otoczeniu rynkowym branża relacji inwestorskich od lat usychała, ale uchwalone w ubiegłym tygodniu zmiany regulacyjne, a konkretnie realizacja najważniejszego postulatu SEG-u, tj. wprowadzenie możliwości emisji akcji bez konieczności sporządzania i akceptacji prospektu emisyjnego, powinna diametralnie zmienić sytuację. Wprawdzie formalnie ta możliwość będzie dostępna dopiero pod koniec roku (o szczegółach napiszę za tydzień), ale przygotowanie spółek i rynku do pozyskania kapitału po ośmiu latach letargu będzie skomplikowanym procesem, a zatem trzeba się zabrać do pracy jak najwcześniej.
Odbudowanie zaufania inwestorów wymagać będzie odbudowania kadr odpowiedzialnych za relacje inwestorskie, powierzenia im stosownych budżetów, wyznaczenia im zupełnie nowych zadań. Będzie to olbrzymim wyzwaniem, tym bardziej że jednym z najważniejszych obszarów komunikacji staną się zagadnienia dotyczące raportowania czynników zrównoważonego rozwoju, a zatem obszaru, gdzie również brakuje rąk do pracy.
Jak zawsze w przypadku niedoboru osób z unikatowymi kompetencjami najlepiej mają najbogatsi, którzy mogą te kompetencje po prostu kupić. Pozostali natomiast będą w bardzo trudnej sytuacji, bo nie mają zasobów, aby rywalizować na rynku transferowym. Nawet jeśli przez lata prowadzili „szkółkę piłkarską”, to i tak wychowankowie podpiszą kontrakty z największymi spółkami i firmami doradczymi, tym bardziej że na rynku pracy zasady finansowego fair play nie obowiązują.