Nie lekceważę tego zjawiska, zdumiewa mnie tylko jego skala. Kilka dni temu w małej grupie znajomych, wszyscy aktywni na rynku finansowym, mówiliśmy sobie nawzajem, dokąd kto się wybiera. Dobre dwie minuty zajęło nam wyliczanie konferencji, i to tylko tych największych, obecnych w kalendarzu do końca roku. Wniosek? Organizowanie konferencji to bardzo dobry biznes dla organizatorów. I oczywiście targowisko próżności.
Towarzyszy temu coś w rodzaju braku, jeśli chodzi o dopływ nowych spółek na giełdę warszawską. Dlaczego o tym, tak znienacka? Bo to, jak wygląda rynek ofert publicznych, jest kluczową wskazówką na temat atrakcyjności giełdy dla przedsiębiorców, a co za tym idzie, szans na zaangażowanie inwestorów. A zatem, ile będzie biznesu w tym, co nazywamy rynkiem kapitałowym tradycyjnych instrumentów finansowych. Czy bowiem tego chcemy, czy nie chcemy – ja tego chcę umiarkowanie, sprowadzanie kondycji rynku giełdowego do ruchu w IPO jest zawsze uproszczeniem – liczba i jakość ofert publicznych to barometr nieledwie ważniejszy niż kierunek posuwania się indeksów. Indeks bowiem zawsze idzie do góry lub do dołu, ewentualnie na chwilę pozostaje bez zmiany, i jakby nie ma innego wyjścia. Taki jego los, jeśli w ogóle ma co mierzyć. Inaczej jest z decyzjami przedsiębiorców.
Tymczasem stan krajowego rynku IPO przypomina domek Prosiaczka. Tego samego Prosiaczka, którego postanowił odwiedzić Puchatek, lecz akurat nie zastał w domku gospodarza. I, jak wiadomo, im bardziej Puchatek zaglądał do środka, tym bardziej Prosiaczka tam nie było.
Inaczej jest na wielu, bardzo wielu rynkach zagranicznych. Co prawda ożywienie na rynku pierwotnym nie ma, geograficznie rzecz ujmując, charakteru powszechnego, ale w interesujących nas zwykle miejscach gromadzenia się kapitału jest faktem. Giełdy nowojorskie, Euronext Paryż, Amsterdam, giełdy w Delhi i Mumbaiu, nawet wstrząsany problemami Hongkong – wszędzie tam w ostatnich tygodniach są realizowane lub zapowiadane spektakularne transakcje. Hmm, one zawsze tam były; teraz jest ich znacznie więcej niż, powiedzmy, kilka czy kilkanaście miesięcy temu.
I nie tylko tam. Kilka dni temu zamiar wejścia na giełdę w Bukareszcie ogłosiła spółka Premier Energy, reprezentująca sektor OZE, ale też działająca w obszarze dystrybucji gazu i energii elektrycznej z tradycyjnych źródeł. Przychody za rok 2023 to blisko miliard euro, przy zysku na poziomie mniej więcej 80 milionów euro i EBITDA grubo ponad 100 milionów. Wartość planowanego IPO też niebagatelna, bo 125 mln euro, w tym 100 mln jako nowy kapitał do spółki i 25 mln sprzedaży akcji przez kontrolującego akcjonariusza. I tu ciekawostka. Tym kontrolującym akcjonariuszem jest czeski fundusz Emma Capital. Czeski, bo czeski, a poza tym jego szefem jest Jiri Smejc.