Jako wielki entuzjasta ujawniania wszelkiego rodzaju „kosztów sierocych”, które od setek lat były bezwiednie przerzucane na społeczeństwo i środowisko, z dużym zażenowaniem obserwuję, z jak „nienależytą” starannością tworzone są ramy regulacyjne mające do tych ujawnień doprowadzić. Działania te prowadzone są za szybko (bo rozpoczęte zostały za późno), w sposób bardzo chaotyczny (czego przykładem są m.in. różne grupy podmiotów objętych wymogami różnych regulacji dotyczących raportowania ESG versus działań zgodnych z ESG), a do tego bez poszanowania zasad kształtowania regulacji (brak rzeczywistego procesu konsultacji, zbyt mało czasu na wdrożenie) i bez wsparcia w procesie wdrażania (w szczególności razi brak panunijnego systemu IT ułatwiającego raportowanie czynników ESG).
Teraz, na ostatniej prostej procesu legislacyjnego standardów ESRS, doszedł jeszcze jeden problem – dramatycznej jakości tłumaczenia. Oczywiście wiadomo, że z tym zawsze były problemy, że obiektywnie trudno jest wiernie przetłumaczyć na 23 języki bardzo obszerny i specjalistyczny tekst regulacji. Ale tym razem niska jakość tłumaczenia uderza tym bardziej, że projekty zostały opublikowane pod koniec lipca, a zatem było dość czasu, aby ją podnieść. I nawet nie trzeba było podejmować w tym celu jakichś szczególnie skomplikowanych kroków – wystarczyło uwzględnić nadesłane uwagi z krajów członkowskich.
Stowarzyszenie Emitentów Giełdowych podjęło olbrzymi wysiłek porównania wersji polskiej i angielskiej (niekiedy konieczne było sięgnięcie do wersji w innych językach), a następnie zgłoszenia (w trybie uzgodnionym z Ministerstwem Finansów) najbardziej fundamentalnych uwag. Niestety, po pięciu miesiącach opublikowane zostały – już jako ostateczne – praktycznie te same wersje z lipca zawierające ewidentne błędy merytoryczne, stylistyczne i logiczne!
Biorąc pod uwagę, że w tych wersjach sformułowanie governance tłumaczone jest jako „rządzenie”, pozwolę sobie na stwierdzenie, że przy tworzeniu tych regulacji mieliśmy do czynienia z „nierządem” jako czymś będącym zaprzeczeniem governance. Przy czym ten nierząd okazywany jest w sposób ostentacyjny, wyglądający na jakąś celową demonstrację. W grudniu przedstawiciel Komisji Europejskiej podczas oficjalnego publicznego wystąpienia przyznaje, że jakość tłumaczenia jest niska, ale że w połowie przyszłego roku opublikowane zostaną wersje poprawione.
Tu warto się chwilę zatrzymać i przypomnieć, że ESRS-y zostały wydane jako unijne rozporządzenia, czyli akty prawne mające bezpośrednie zastosowanie w poszczególnych krajach członkowskich. Nie ma więc możliwości poprawienia ewentualnych błędów tłumaczeniowych na etapie implementacji, bo takiej implementacji ESRS nie będzie. Rozporządzenie jest automatycznie stosowanym w danym kraju przepisem prawa. Jak zatem można zrozumieć taką deklarację: „dajemy wam złe prawo, wiemy, że jest złe, ale za pół roku poprawimy”? Czy przez te pół roku mamy stosować złe prawo, czy dobre? A jeśli za pół roku nie poprawią? A jeśli poprawią, ale inaczej, niż my to interpretowaliśmy?