Legenda o smoku śląskim

Możemy mierzyć poziom rozwoju rynku kapitałowego liczbą notowanych spółek, wielkością obrotów na rynku, liczbą i wartością IPO, różnorodnością rynków i instrumentów finansowych. A także liczbą aktywnych inwestorów indywidualnych czy wartością kapitału instytucjonalnego zaangażowanego na rynku. Czasem mi się wydaje, że jest jeszcze jedna miara: istnienie i siła legend giełdowych. Niesamowitych historii, które zostają w pamięci.

Publikacja: 19.11.2023 21:00

Ludwik Sobolewski były prezes GPW i BVB, adwokat, autor książek i publikacji w mediach społecznościo

Ludwik Sobolewski były prezes GPW i BVB, adwokat, autor książek i publikacji w mediach społecznościowych, partner w Qualia AdVisory

Polski rynek kapitałowy na szczęście dorobił się co najmniej jednej legendy. Naszła mnie ta myśl, kiedy gawędziliśmy w ubiegłym tygodniu przed rozpoczęciem dyskusji o stanie rynku, prowadzonej przez Darka Jarosza, z udziałem Jarka Dominiaka, Filipa Gorczycy, Andrzeja Steca i moim. Ktoś rzucił parę słów o nastroju, który panuje na rynku. Ktoś inny dodał: „A pamiętacie, jak to było ze Śląskim…”.

To uruchamia podróż w czasie. Jesienią 1993 roku spotkałem się z Robertem Rzesosiem. Pracowałem wtedy w Urzędzie Rady Ministrów. Robert przyniósł formularze zapisu na akcje prywatyzowanego Banku Śląskiego. Rzesoś był prezesem Centrum Bankowo-Finansowego „Nowy Świat”, czyli prezesem interesu, którego majątek stanowiła dawna siedziba Komitetu Centralnego PZPR.

Wypełniłem te formularze. Za bardzo nie rozumiałem, na czym polegała cała ta operacja składania zapisu. I oczywiście to nie ja wypełniłem formularze, lecz moja sekretarka, bo sam bym nie potrafił. Albo zwyczajnie by mi się nie chciało. Odstraszały samym swoim wyglądem.

Na końcu okazało się, że zainteresowanie akcjami Śląskiego było tak gigantyczne, że każdy, kto się zapisał, miał prawo do otrzymania maksymalnie zaledwie trzech akcji.

Kolejki na ulicach, przed sklepami skończyły się kilka lat wcześniej. A tu wróciły, tyle że tym razem ustawiały się przed biurami maklerskimi. Czy można sobie wyobrazić bardziej efektowny symbol tego, że socjalistyczna gospodarka niedoboru przegrała z młodą formacją kapitalistyczną? A Komitet Centralny z komitetami kolejkowymi do prywatyzacji?

Zaraz, zaraz, napisałem, że zainteresowanie było gigantyczne? Ale jesteśmy w świecie liczebników, a nie przymiotników. Trzeba więc dodać: 820 tys. ludzi zapisało się na akcje.

Były więc ogromne liczby i symboliczne obrazy. Dobra pożywka dla legendy.

Pojawił się też zaraz wątek sensacyjno-aferalny. Sprzedać z zyskiem na giełdzie mogli ci, którzy mieli akcje na rachunku inwestycyjnym. Miażdżąca większość nowych akcjonariuszy rachunków nie miała. Zapisy lądowały w rejestrze, zwanym rejestrem sponsora emisji. Procedura przenoszenia z niego akcji na rachunki była mało wydajna. Chętnych były setki tysięcy, i wszystko się zatkało.

Wybuchła też potężna awantura polityczna. Nic dziwnego. W styczniu 1994 roku podczas giełdowego debiutu cena akcji była 13,5 raza wyższa niż cena emisyjna. Akcje kupione po odstaniu w kolejce były po 50 zł, zaś na otwarcie notowań cena sięgnęła 675 zł.

Była też teoria spiskowa, mówiąca o tym, że specjalnie zablokowano system zapisywania akcji na rachunkach papierów wartościowych, by sztucznie ograniczyć podaż na sesji giełdowej i wywindować kurs do niebotycznych wysokości. Jak również że istniała jakaś tajemnicza lista osób, które dostały więcej akcji, niż to wynikało z redukcji zapisów. Powołano w Sejmie coś w rodzaju komisji śledczej. Dziś mało kto pamięta te głupoty. Chociaż jakieś uprzywilejowanie istniało, ostatecznie ja nie stałem w żadnej kolejce i podejrzewam, że Robert Rzesoś też nie zaniósł potem tych formularzy do kogoś w kolejce. Zresztą, może i zaniósł.

Nie śledziłem tego wówczas zbyt uważnie. Do giełdy miałem stosunek mało serdeczny, po tym jak za francuskie oszczędności – francuskie, bo z lat studiów w Paryżu – kupiłem akcje na fali ówczesnej hossy. Jeszcze przed debiutem Śląskiego ich kursy były znacznie poniżej cen zakupu. A po euforii nastąpił krach, pierwszy prawdziwy krach na polskim rynku giełdowym. Moje oszczędności do wiosny 1994 r. stopniały prawie do zera. W kraju entuzjazm do giełdy osłabł. Wcześniej wszyscy koledzy z UJ grali na giełdzie. Potem zrobiło się cicho. I ta cisza również stała się elementem legendy.

Dziecięce lata rynku. Jaki rynek, taka hossa i taki krach. Może to jest legenda o smoczku, a nie o smoku? Ale nie. Te 800 tys. ludzi nadaje jej wzniosłość.

Historia debiutu Śląskiego stanowiła memento także w wymiarze profesjonalnym. W KDPW pilnowaliśmy, by likwidować wszelkie ryzyka niedostatecznej przepustowości systemów. Przydało się to na przykład przy dematerializacji powszechnych świadectw udziałowych. Znowu chodziło o to, by domy maklerskie dały radę z otwieraniem nowych rachunków papierów wartościowych, na których tym razem zapisywano akcje Narodowych Funduszy Inwestycyjnych przyznawane w ramach konwersji PŚU.

A Robert Rzesoś? Człowiek wielu talentów. Zawsze w zbyt dużym garniturze, założonym na jego tęgą postać. Twierdzący, że wie wszystko o wszystkim i wszystkich. Tryskający energią, sprytem, życzliwością. Dobrze rozumiał, że karma wraca. Wariat, ale inteligentny. Zdecydowanie dziecko swojej epoki. Zawdzięczam mu wiele pysznych anegdot, których był bohaterem. W ten sposób legenda prywatyzacji Banku Śląskiego jest dla mnie legendą z ludzką twarzą.

Robert odszedł kilka lat temu. Człowiek jest wieczny, jak trawa. W odróżnieniu od żywotności mitów i legend. Myślę też, że niezależnie od różnic generacyjnych my wszyscy – Darek, Filip, Andrzej, Jarek, ja i wielu innych – jesteśmy w jakimś stopniu dziećmi tamtej romantycznej epoki.

Felietony
Wspólny manifest rynkowy
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Felietony
Pora obudzić potencjał
Felietony
Kurs EUR/PLN na dłużej powinien pozostać w przedziale 4,25–4,40
Felietony
A jednak może się kręcić. I to jak!
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Felietony
Co i kiedy zmienia się w rozporządzeniu MAR?
Felietony
Dolar na fali, złoty w defensywie