Polskie aktywa stały się bardzo cenne

Z moimi kolegami z Domu Inwestycyjnego Xelion zakładaliśmy, że już przed posiedzeniem FOMC (1 listopada) ruszą wzrosty rynków akcji, zwane czasem rajdem św. Mikołaja. Koniec fatalnego października (nie dla wszystkich – o tym niżej) zdawał się dawać na to nadzieję.

Publikacja: 03.11.2023 21:00

Piotr Kuczyński analityk, DI Xelion

Piotr Kuczyński analityk, DI Xelion

Foto: fot. p. guzik

Miesiąc zapowiadał się nieźle, ale potem pojawił się czarny łabędź, którym był 7 października atak Hamasu na Izrael. Ten łabędź był naprawdę czarny. Terroryści z Hamasu zabili 1400 ludzi, w większości cywilów, i uprowadzili ponad 200 zakładników. Odpowiedź Izraela jest (bo trwa) tragiczna w skutkach. Giną cywile (w większości kobiety i dzieci) w Strefie Gazy. Tutaj nie miejsce na politykę, ale muszę zaznaczyć, bo jestem człowiekiem, że odpowiedzialność zbiorową zdecydowanie potępiam.

Rynki finansowe nie są jednak ludźmi, mimo że są przez nich zarządzane, więc kierują się portfelem, a nie sercem. Najważniejsze było dla rynków to, że pożoga na Bliskim Wschodzie może doprowadzić do włączenia się w wojnę Iranu, co doprowadzi do globalnego konfliktu i zwiększy ceny ropy naftowej do ponad 150 dolarów za baryłkę.

W dniu pisania komentarza (1 listopada) na rynkach zapanowało (złudne?) uspokojenie, bo inwazja Izraela na Gazę była mniej intensywna niż się tego obawiano (mimo tysięcy ofiar), a Iran groził Izraelowi, ale realnie stał z boku. Najbardziej prawdopodobne, co nie znaczy, że pewne, jest to, że wojna Izrael–Gaza wejdzie w fazę przewlekłą, a to jak zwykle (vide przypadek wojny w Ukrainie) znieczuli rynki finansowe.

Ta sprawa załamała indeksy giełdowe na całym świecie, a niezbyt dobre wyniki kwartalne kilku dużych amerykańskich spółek ten ruch zintensyfikowały. Październik skończył więc kolejny, trzeci już, miesiąc strat indeksów w USA i na rynkach akcji wielu innych krajów. Zdecydowaną wygraną była polska GPW. Indeks WIG20 w październiku zyskał imponujące 12,3 proc. WIG miał już tylko 6 proc. do rekordu wszech czasów. Euro i dolar straciły do złotego ponad 3 proc.

Cud? Nie – po prostu wynik polskich wyborów parlamentarnych. Zmiana władzy (na razie tylko wyborcza – rząd zapewne dostaniemy dopiero w grudniu) została przyjęta przez rynki finansowe wręcz doskonale. Na GPW obserwowaliśmy potężne wzrosty cen akcji spółek z udziałem Skarbu Państwa. Oczywiście szampańskie nastroje na giełdzie, umocnienie złotego, spadek rentowności obligacji – wszystko to ma uzasadnienie.

Zdecydowana poprawa stosunków Polska–Komisja Europejska, koniec z obsadzaniem Niemiec jako polskiego wroga, perspektywa inwestycji po ściągnięciu środków europejskich, upublicznienie partyjnych mediów zwanych publicznymi. To wszystko jest nie do przecenienia – można powiedzieć zgodnie z tytułem jednego z tekstów w agencji Bloomberg: „Poland is back”.

Nastroje mogło schłodzić posiedzenie amerykańskiego Federalnego Komitetu Otwartego Rynku (1 listopada). Rynek zakładał, że podwyżki stóp nie będzie, ale pozostaje duże pytanie: czy Jerome Powell, szef Fedu, nie schłodzi nastrojów podczas swojej konferencji prasowej? Gracze się nie zawiedli – Fed stóp nie zmienił – pozostały na poziomie 5,25–5,50 proc. Wcześniej podobną decyzję podjął Europejski Bank Centralny (stopa refinansowa 4,50 proc., a depozytowa 4,00 proc.). EBC niespecjalnie ma wyjście, bo gospodarka Eurolandu osuwa się w recesję, a inflacja spadła do 2,9 proc. Pozostawały jeszcze wypowiedzi Jerome’a Powella, szefa Fedu, na jego konferencji prasowej.

Bardzo często okazywało się, że wymowa tych wypowiedzi jest bardziej „jastrzębia”, niż tego rynek oczekiwał, co doprowadzało do umocnienia dolara i spadków cen akcji na giełdach. Tym razem Powell końcówki roku nie zepsuł. Oczywiście mówił o tym, że Fed nie kończy cyklu podwyżek, że wszystko zależy od napływających danych makro. Inaczej mówiąc, powtarzał mantrę z poprzednich konferencji, ale nie było w tym niczego nowego. Nic dziwnego, że indeksy kontynuowały wzrosty rozpoczęte 30 października.

Sytuacja Fedu jest inna niż EBC, bo gospodarka amerykańska, w odróżnieniu od europejskiej, zdaje się nie zauważać wysokich stóp procentowych i tego, że rentowność obligacji skarbowych szturmuje poziom 5 proc. (obligacje dziesięcioletnie), który to poziom był ostatnio widziany w 2007 r. Na przykład PKB w USA (annualizowany) w III kwartale wzrósł o 4,9 proc. (oczekiwano 4,3 proc.). Dlatego też Amerykanie mogą obawiać się wzrostu inflacji, a Fed musi trzymać rękę na spuście.

Czy w końcu roku (oprócz sytuacji w Gazie) nic już nas nie może zaskoczyć? Ależ może. Warto pamiętać, że rząd federalny w USA ma finansowanie jedynie do 17 listopada. Izba Reprezentantów wybrała nowego spikera, którym został Mike Johnson – zaciekły zwolennik Donalda Trumpa. Jeśli pamięta się, że poprzedni spiker Kevin McCarthy został odwołany przez swoich republikańskich kolegów za to, że umożliwił przeprowadzenie prowizorium, dzięki któremu rząd ma tymczasowe finansowanie, to ten wybór może doprowadzić do powtórnego zagrożenia „zamknięciem” rządu federalnego. Oczekuję więc przed 17 listopada zawirowań w Kongresie, które mogą nastroje giełdowe nieco popsuć.

Felietony
30 lat z WIG20
Felietony
Co czeka rynek venture capital w Polsce?
Felietony
Dwie strony medalu
Felietony
Rozważając błędy młodości. I błędy w ogóle
Felietony
Trudne relacje
Felietony
Zmiana perspektyw polityki Fedu