Było to rok po takiej olimpiadzie w Grecji, w Salonikach, na którą nie dojechałem. Jej termin zbiegał się po części z Forum Ekonomicznym w Krynicy. Dla tej konferencji dość normalny był rozgardiasz organizacyjny. Dlatego nie zdziwiłem się, że panel, w którym miałem uczestniczyć, został przełożony na inny dzień niż ten, kiedy miał się odbyć. Zygmuntowi Berdychowskiemu zależało na mojej obecności i kiedy stało się jasne, że w nowej sytuacji na pewno nie uda mi się dojechać z Krynicy do Krakowa, a potem dotrzeć z Krakowa do Warszawy, by zdążyć na samolot do Salonik, zaoferował mi przerzucenie mnie helikopterem do Krakowa. Dzięki temu istniałaby szansa, że zdążę na samolot z Okęcia. Plan teoretycznie był dobry. Życie potoczyło się, jak to często bywa, swoim torem i w dniu mojego panelu zaczął wiać bardzo silny wiatr, który uniemożliwił odlot helikoptera z Krynicy. Nie miałem wybitnej ochoty lecieć na tę olimpiadę, zatem nie byłem z tego tak bardzo niezadowolony. I nie podjąłem próby dolecenia do Salonik później.
Inną wagę przyłożyłem do tego wydarzenia rok później. W Zakopanem zależało nam na tym, by uczestnicy olimpiady zapamiętali na długo tę imprezę. Dlatego też w programie umieściliśmy wieczór w klubie, z tańcami do późnych godzin nocnych. Rozkręciło się to bardzo szybko, a dość niewielki parkiet był pełen ludzi. Tego dnia w Zakopanem przebywała pewna dziewczyna, którą nazwę, w sposób nieodbiegający od prawdy, Uroczą Blondynką. Mówiąc ściślej, była tamtego wieczora w tym klubie. Mówiąc jeszcze bardziej precyzyjnie, była tam ze mną. Nasza aktywność na tanecznym parkiecie zwróciła uwagę jednego z uczestników olimpiady przybyłego z Czarnogóry, a więc reprezentującego giełdę w Podgoricy. Trącił mnie raz czy drugi, niby nieumyślnie, ale ponieważ to właśnie było niby, oddałem mu przy najbliższej okazji. Nie zostało to niezauważone i przyciągnęło na parkiet kolejnych Czarnogórców. Najwidoczniej irytowało ich, że to ja tańczę z Uroczą Blondynką. A coś zdecydowanie ciężkiego zawisło w powietrzu wtedy, kiedy jeden z Czarnogórców dotknął mojej dziewczyny. Doszło do przepychanki i wtedy okazało się, że kilku chłopaków z GPW od paru minut obserwowało rozwój wypadków, przygotowując się do interwencji. W mgnieniu oka znaleźli się na parkiecie, dzięki czemu siły się wyrównały, co trochę zastopowało Czarnogórców. Ale napięcie nie znikło i kiedy impreza sięgała środka nocy, było jasne, że Czarnogórcy czają się w sali klubowej i dookoła parkietu. Zanosiło się na poważną konfrontację. Oczywiście nasi ludzie też byli w pobliżu.
Wtedy Grzesiek Kucharski podszedł do mnie i zapytał:
– Szefie, my jakby co, to jesteśmy gotowi. Proszę tylko powiedzieć, czy używamy na nich krzeseł, czy mamy działać bez krzeseł.
– Grzesiek, spróbujemy tak zrobić, żeby było bez bójki, czyli bez krzeseł też. Ale dzięki i powiedz naszym chłopakom, że są naprawdę świetni. Teraz zrobimy tak: my wyjdziemy, powoli, a wy nie prowokujcie ich. Ci goście najwidoczniej mają coś do mnie, więc nie sądzę, by chcieli z wami zadzierać.
Tak przypuszczałem, bo Czarnogórców ponosił temperament, wzbudzony niedającą się zignorować obecnością Uroczej Blondynki. Nasze wycofanie się z sali – bardzo powolne, bo przecież chodziło też o honor – dawało szansę na uspokojenie sytuacji.