W jedności siła. I kropka

Moja podróż do krajów Południowego Kaukazu, w sierpniu tego roku, przebiegła między innymi przez Armenię, której byłem bardzo ciekawy po poprzednim pobycie, lat temu, bagatela, szesnaście.

Publikacja: 08.10.2023 21:00

Imię Nazwisko były prezes GPW i BVB, adwokat, autor książek i publikacji w mediach społecznościowych

Imię Nazwisko były prezes GPW i BVB, adwokat, autor książek i publikacji w mediach społecznościowych, partner w Qualia AdVisory

Foto: fot. mat. prasowe

Kilka tygodni temu nie udało mi się spotkać w Erewaniu, dziś, dzięki inwestycji dokonanej przez GPW, nieco polskim mieście, z Grzegorzem Kucharskim, wiceprezesem tamtejszej giełdy. Za to kilka dni temu doszło do naszej bezpośredniej rozmowy w Warszawie, zresztą z sympatycznym udziałem Marka Dietla.

Bezpośredniej, bo przez lata niekiedy do siebie pisaliśmy. Mówiąc ściśle, Grzesiek pisywał do mnie w dniu moich urodzin, a ja odpisywałem, zawsze poruszony, że on zawsze pamiętał i chciało mu się wysłać do mnie kilka niezdawkowych zdań.

Pamięć. Przenosi mnie w kontekście osoby Grzegorza o kilkanaście lat wstecz.

Raz byliśmy gospodarzem olimpiady giełd. Olimpiada giełd nie miała nic wspólnego z konkursem dotyczącym inwestowania. Były to rozgrywki sportowe, w kilkunastu dyscyplinach, od lekkoatletycznych przez pływanie po gry zespołowe, jak piłka ręczna, siatkówka czy piłka nożna. Przyjeżdżali na nie pracownicy giełd z regionu wschodniej Europy, a także z Grecji i chyba też z Austrii. Przyjeżdżali również prezesi i członkowie zarządów giełd.

My zaprosiliśmy wszystkie giełdy do Zakopanego.

Było to rok po takiej olimpiadzie w Grecji, w Salonikach, na którą nie dojechałem. Jej termin zbiegał się po części z Forum Ekonomicznym w Krynicy. Dla tej konferencji dość normalny był rozgardiasz organizacyjny. Dlatego nie zdziwiłem się, że panel, w którym miałem uczestniczyć, został przełożony na inny dzień niż ten, kiedy miał się odbyć. Zygmuntowi Berdychowskiemu zależało na mojej obecności i kiedy stało się jasne, że w nowej sytuacji na pewno nie uda mi się dojechać z Krynicy do Krakowa, a potem dotrzeć z Krakowa do Warszawy, by zdążyć na samolot do Salonik, zaoferował mi przerzucenie mnie helikopterem do Krakowa. Dzięki temu istniałaby szansa, że zdążę na samolot z Okęcia. Plan teoretycznie był dobry. Życie potoczyło się, jak to często bywa, swoim torem i w dniu mojego panelu zaczął wiać bardzo silny wiatr, który uniemożliwił odlot helikoptera z Krynicy. Nie miałem wybitnej ochoty lecieć na tę olimpiadę, zatem nie byłem z tego tak bardzo niezadowolony. I nie podjąłem próby dolecenia do Salonik później.

Inną wagę przyłożyłem do tego wydarzenia rok później. W Zakopanem zależało nam na tym, by uczestnicy olimpiady zapamiętali na długo tę imprezę. Dlatego też w programie umieściliśmy wieczór w klubie, z tańcami do późnych godzin nocnych. Rozkręciło się to bardzo szybko, a dość niewielki parkiet był pełen ludzi. Tego dnia w Zakopanem przebywała pewna dziewczyna, którą nazwę, w sposób nieodbiegający od prawdy, Uroczą Blondynką. Mówiąc ściślej, była tamtego wieczora w tym klubie. Mówiąc jeszcze bardziej precyzyjnie, była tam ze mną. Nasza aktywność na tanecznym parkiecie zwróciła uwagę jednego z uczestników olimpiady przybyłego z Czarnogóry, a więc reprezentującego giełdę w Podgoricy. Trącił mnie raz czy drugi, niby nieumyślnie, ale ponieważ to właśnie było niby, oddałem mu przy najbliższej okazji. Nie zostało to niezauważone i przyciągnęło na parkiet kolejnych Czarnogórców. Najwidoczniej irytowało ich, że to ja tańczę z Uroczą Blondynką. A coś zdecydowanie ciężkiego zawisło w powietrzu wtedy, kiedy jeden z Czarnogórców dotknął mojej dziewczyny. Doszło do przepychanki i wtedy okazało się, że kilku chłopaków z GPW od paru minut obserwowało rozwój wypadków, przygotowując się do interwencji. W mgnieniu oka znaleźli się na parkiecie, dzięki czemu siły się wyrównały, co trochę zastopowało Czarnogórców. Ale napięcie nie znikło i kiedy impreza sięgała środka nocy, było jasne, że Czarnogórcy czają się w sali klubowej i dookoła parkietu. Zanosiło się na poważną konfrontację. Oczywiście nasi ludzie też byli w pobliżu.

Wtedy Grzesiek Kucharski podszedł do mnie i zapytał:

– Szefie, my jakby co, to jesteśmy gotowi. Proszę tylko powiedzieć, czy używamy na nich krzeseł, czy mamy działać bez krzeseł.

– Grzesiek, spróbujemy tak zrobić, żeby było bez bójki, czyli bez krzeseł też. Ale dzięki i powiedz naszym chłopakom, że są naprawdę świetni. Teraz zrobimy tak: my wyjdziemy, powoli, a wy nie prowokujcie ich. Ci goście najwidoczniej mają coś do mnie, więc nie sądzę, by chcieli z wami zadzierać.

Tak przypuszczałem, bo Czarnogórców ponosił temperament, wzbudzony niedającą się zignorować obecnością Uroczej Blondynki. Nasze wycofanie się z sali – bardzo powolne, bo przecież chodziło też o honor – dawało szansę na uspokojenie sytuacji.

– Szefie, nie zrobimy im krzywdy, obiecuję – odparł Grzegorz.

I po chwili namysłu dodał:

– Przecież jesteśmy gospodarzami.

Nazajutrz rano spotkałem się z Czarnogórcami przy śniadaniu. Pojawiły się uśmiechy, z jednym nawet przybiłem piątkę.

Tamto zdarzenie w Zakopanem było jednym z tych, kiedy czułem, że mam oparcie w innych ludziach. Dotyczyło ono tylko zaledwie ewentualnego bicia się z Czarnogórcami, ale czy to nie takie sytuacje tworzą przekonanie, że istnieje coś takiego jak zespół i że „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”? Tamtej nocy w Zakopanem różniliśmy się wiekiem, doświadczeniem i miejscem w organizacji, ale zarazem byliśmy jak chłopakami z jednego podwórka, jak kumplami z tej samej podstawówki. To było dobre odczucie. I to była najlepsza olimpiada, w której wziąłem udział.

Dlatego też myśląc o misji Grzegorza dzisiaj, w Erewaniu, jestem pewny, że poradzi tam sobie doskonale. Marku, dobra decyzja.

Felietony
Tantiemy – sztuka zarabiania na cudzej kreatywności
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Felietony
Najgorętsza dekada od wojny
Felietony
Ślimacze tempo transpozycji
Felietony
Deregulacja? To nie takie proste
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku
Felietony
Omnibus – zamrażanie czasu
Felietony
Fundusze mogą rozwiązać dylematy inwestorów