Mandatem, czyli celem banków centralnych, jest dbałość o zapewnienie stabilności cen i wartości pieniądza. Cel ten jest bardzo jasny i wymierny. W większości wynosi on od 2 do 2,5 proc., czasem z pewną tolerancją. Niektóre banki mają mandat rozszerzony, obejmujący na przykład, jak w przypadku amerykańskiej Rezerwy Federalnej, doprowadzenie do pełnego zatrudnienia, a w praktyce do minimalizacji stopy bezrobocia na umownym poziomie. Nieformalnie polityka monetarna powinna też sprzyjać utrzymaniu koniunktury gospodarczej w równowadze. Te wszystkie informacje znane są studentom ekonomii już w pierwszym roku nauczania. Powszechnie znany jest też mechanizm oddziaływania narzędzi monetarnych. Jeśli inflacja rośnie ponad miarę, należy podnosić stopy procentowe. Jeśli znajduje się poniżej wyznaczonego celu, trzeba stopy obniżać. Rzeczywistość jest jednak najczęściej znacznie bardziej złożona. Mniejsza jednak o teorię. Ważna jest praktyka. A ta wygląda różnie.
Najczęściej modelowym wzorcem są Stany Zjednoczone i amerykańska Rezerwa Federalna. W przeszłości wyglądało to tak, że decyzje Fedu raz skutkowały nakręcaniem koniunktury, innym zaś razem prowadziły do recesji. Dlaczego tak się dzieje, mimo że model wydaje się prosty, pozostaje tajemnicą. Teoretycznie zarządzający polityką pieniężną są wyposażeni w najlepsze narzędzia analityczne i prognostyczne, obsługiwane przez grono wybitnych fachowców. Mimo to decyzje władców pieniądza powodują niepożądane rozchwianie procesów makroekonomicznych, zamiast wygładzać cykliczne wahania. Poza USA niejednokrotnie zdarza się tak, że decyzje władz monetarnych pozostają pod silnym wpływem władz zupełnie niemonetarnych, a jeszcze częściej dochodzi do rozbieżności między polityką fiskalną a monetarną.
Kto najskuteczniej walczy z inflacją? Cztery przykłady. Na pierwszym miejscu oczywiście Stany Zjednoczone. Tu inflacja zaczęła przyspieszać już w marcu–kwietniu 2021 r. Do listopada trzymała się stabilnie na poziomie nieco ponad 5 proc., a więc już znacznie powyżej celu, przyjętego przez Fed, wynoszącego 2 proc. Jeszcze bardziej straszyć zaczęła nieco później, osiągając maksimum sięgające 9,1 proc. w czerwcu ubiegłego roku. I to maksimum nie byle jakie, bo był to poziom najwyższy od 1981 r., czyli od ponad 40 lat. Fed zmuszony był zatem do radykalnego działania. Stopy procentowe zaczął podnosić co prawda dopiero w marcu 2022 r., gdy wskaźnik wzrostu cen wynosił już 8,5 proc., ale za to cykl zacieśniania polityki monetarnej był bardzo dynamiczny. W ciągu niespełna półtora roku podstawowa stopa zwiększyła się o 5 punktów procentowych, czyli najmocniej od czasów cyklu z 1981 r., i osiągnęła poziom najwyższy od 2006 r. Warto przy tym zwrócić uwagę na dwa istotne zjawiska. Po pierwsze, to drastyczne zacieśnianie monetarne nie doprowadziło do recesji, a jedynie do spowolnienia tempa wzrostu amerykańskiej gospodarki. Po drugie, realna stopa procentowa w USA jest od maja dodatnia. Dzięki tym działaniom amerykańskim władzom monetarnym udało się zbić inflację z 9,1 do 3 proc. w ciągu niespełna 12 miesięcy i niedaleko już do osiągnięcia celu inflacyjnego. Można więc mówić o sukcesie i skuteczności, choć na razie niebyt jeszcze trwałej. Matematycznie rzecz biorąc, poza istotnym zbliżeniem się do celu, warto zwrócić uwagę, że inflację Fed zbił o dwie trzecie.
Pomijając oczywiste liczne bardzo istotne różnice względem innych krajów, a w szczególności USA, warto spojrzeć, jak w kontekście polityki pieniężnej wygląda Polska. Fed zaczął zaostrzać kurs w maju ubiegłego roku, gdy inflacja sięgała tam już 8,6 proc. i była bliska cyklicznego maksimum. Można więc zaryzykować tezę, że reakcja amerykańskich władz monetarnych był spóźniona o 12 miesięcy. W Polsce inflacja zaczęła przekraczać przyjęty przez NBP cel już w połowie 2019 r., a więc w czasie, gdy nasz PKB przed covidowym tąpnięciem rósł o 5,2 proc. Rada Polityki Pieniężnej rozpoczęła cykl zaostrzania kursu w październiku 2011 r., a więc także niemal rok od pojawienia się inflacyjnego zagrożenia. Dynamika tempa podwyższania stóp była podobna do obserwowanej w Stanach Zjednoczonych, a skala podwyżek zdecydowanie większa. W ciągu nieco ponad 12 miesięcy stopa referencyjna została podwyższona z 0,1 do 6,75 proc. Mimo tak radykalnych działań inflacja nadal pozostaje na bardzo wysokim poziomie, ponadczterokrotnie przewyższającym założony cel. Bliższy naszym realiom może być przykład Czech. Tam także inflacja pozostaje na poziomie znacznie wyższym niż wskazuje cel tamtejszego banku centralnego. Także tam prowadzona jest ostra polityka pieniężna. Naszym sąsiadom udało się jednak zdusić inflację do 8,8 proc., a więc skuteczniej niż nam. Wydaje się, że ten sukces wynika z koordynacji polityki monetarnej z fiskalną, czego nie można stwierdzić w naszych realiach, nie wspominając o nieformalnym rozszerzeniu mandatu NBP, wkraczającego w politykę bynajmniej nie pieniężną, co może mieć negatywne konsekwencje długoterminowe dla różnych grup obywateli, zarówno posiadaczy oszczędności, jak i kredytobiorców, o samej gospodarce nie wspominając.