Otóż w tym raporcie bank centralny prognozuje średnie tempo wzrostu cen w trzecim kwartale bieżącego roku na poziomie 10,3 proc. Wstępny odczyt za lipiec, czyli pierwszy miesiąc tegoż trzeciego kwartału, pokazał odczyt równy 10,8 proc. Zatem aby prognoza się zrealizowała, średni wzrost inflacji łącznie w sierpniu i wrześniu powinien nie przekroczyć 9,8 proc. Takie założenie wydaje się całkiem realne. Jest to o tyle istotne, gdyż poziom wzrostu cen w dużym stopniu implikuje poziom realnego wynagrodzenia w gospodarce, a to z kolei wpływa na siłę presji inflacyjnej. W ubiegłym roku wynagrodzenia realne pomimo wyraźnych nominalnych zwyżek mocno spadały. Działo się tak z powodu rekordowych od wielu lat zwyżek cen.
W pierwszej połowie bieżącego roku ten negatywny trend również był kontynuowany. Jednak obecnie widać już stopniowe odwracanie się tych relacji. Dane miesięczne w czerwcu po raz pierwszy od lipca ubiegłego roku pokazały wyższą dynamikę wzrostu wynagrodzeń w sektorze przedsiębiorstw od dynamiki wzrostu cen konsumpcyjnych. Prognozy NBP wskazują, począwszy od bieżącego kwartału aż do końca 2025 roku, czyli końca horyzontu prognozy, takie właśnie tendencje. Dynamika wzrostu nominalnych wynagrodzeń ma przewyższać dynamikę wzrostu cen, co oznacza, iż przez najbliższe dwa i pół roku będziemy doświadczać realnego wzrostu płac.
Ta niewątpliwie pozytywna konstatacja z punktu widzenia przeciętnego konsumenta rodzi jednak obawy o wpływ dodatnich realnych wynagrodzeń na inflację. W takiej sytuacji należałoby spojrzeć na jeszcze jeden element układanki, a mianowicie na to, jak kształtować się będą zmiany w zakresie wydajności pracy. Swego czasu sam prezes NBP podkreślał, że zdrowy wzrost wynagrodzeń to wzrost niższy od wzrostu wydajności pracy. Tymczasem z prognoz banku centralnego na najbliższe lata wynika coś wręcz przeciwnego. W drugiej połowie bieżącego roku średnia dynamika wzrostu wynagrodzeń przewyższy średnią dynamikę wzrostu wydajności pracy aż o 10,4 proc. W dwóch kolejnych latach te różnice będą się zmniejszać, ale nadal pozostaną wysokie, na poziomach odpowiednio 6,1 i 3 proc.
Te niebezpieczne tendencje potwierdzają również wyniki ankiet przeprowadzanych wśród największych firm w kraju, publikowane w kwietniu przez NBP w formie tzw. Szybkiego Monitoringu. Wynika z nich, iż w pierwszym kwartale tego roku pogorszeniu uległa relacja między wzrostem płac a wzrostem wydajności pracy. Udział firm stwierdzających szybszy wzrost wynagrodzeń od wydajności pracy zwiększył się o 1 pkt proc. do 30,6 proc. Co więcej, respondenci uznali, iż wpływ na to miały podwyżki związane ze wzrostem płacy minimalnej od początku bieżącego roku.
W tym miejscu warto przypomnieć, że w lipcu płaca minimalna wzrosła o 3,2 proc., a w przyszłym roku ma wzrosnąć jeszcze dwukrotnie, łącznie o ponad 19 proc. Na tym tle nie napawa optymizmem nawet fakt, iż zmniejszył się udział firm prognozujących podniesienie płac w kolejnym kwartale. Tym bardziej jeśli się uwzględni, iż udział ten przewyższa wieloletnią średnią aż o 18 pkt proc.