Kula jak zawsze nic konkretnego nie powie, ale kulka już tak. Ta w plecach, po której poznaje się pionierów. Gdzie ich szukać na wykresach? Jeżeli chodzi o tzw. ATH (All-Timie High, czyli nowe, historyczne maksima), to z pewnością nie pośród spółek z sektora energetycznego. WIG-energia walczy z tegorocznymi oporami i jak na razie nie widać przełomu. Jest to jednak nie lokalny, lecz globalny problem. Na Deutsche Boerse, E.ON po majowym tąpnięciu, próbował się w pierwszej dekadzie lipca podnieść z kolan. Jednakże został przystrzyżony przez niedźwiedzie tuż poniżej 12 euro. Inny niemiecki koncern energetyczny RWE od kilkunastu miesięcy pozostaje wewnątrz konsolidacji. Biorąc pod uwagę trend wzrostowy zapoczątkowany w 2016 r. i znaczenie linii łączącej kluczowe minima ostatnich lat, to jak na razie przewagę mają byki. Jednakże nanosząc na wykres ww. prostą oraz konsolidacyjny trójkąt, okazuje się, że powoli kończy się strefa komfortu. Prawdopodobnie brakuje kilku tygodni na zdecydowany ruch: albo wraca zwyżka akcji RWE, albo też trend wzrostowy ponownie zostanie przetestowany. Nic odkrywczego? Trudno walczyć z rynkiem za pomocą kresek. Inna sprawa, gdy już pojawią się pierwsze symptomy nowego impulsu, ale tego wciąż nie ma na wykresach.
Problemy z wzrostami widać także w sekcji „utilities” w USA. DJUA jest na tych samych poziomach co w czerwcu ubiegłego roku i styczniu 2020 r. I nie można zapomnieć o fakcie, że benchmark jest już poniżej kilkunastoletniej linii trendu wzrostowego. I właśnie co testuje ruchomą granicę, czyli średnią dwustutygodniową MA200. Przełom? Jeżeli takowy nastąpi, to i WIG-energia to prawdopodobnie odczuje. Jednakże jak na razie trwa kumulowanie energii do wykonania bardziej znaczących ruchów. Konkluzja – sezon ogórkowy trwa na wykresach spółek energetycznych.
WIG-banki pozostaje w hossie, co oznacza, że trzon WIG20 jak na razie jest zdrowy. Genialnym posunięciem ze strony bankowych byków byłoby zamknięcie tygodnia powyżej 8100 pkt. Jeżeli ww. branżowy indeks wykonałby takowy ruch, polowanie na 9500 pkt mogłoby okazać się jedynie kwestią czasu. A tym samym i WIG20 ponownie otrzymałby voucher na 2450 pkt. Uda się? Akademicko jest czysto na kreskach. Tygodniowe formacje świecowe, ich wzajemne położenie, relacja względem średnich ruchomych oraz wsparcia wskazują na słabość niedźwiedzi. Jak długo potrwa ten stan, tego nie widać. Jeszcze. A to zgodnie z prawami dynamiki oznacza, że nad Wisłą hossa trwa. Zresztą widać to na wykresie mWIG40 i – co najważniejsze – na rycinie, na której głównym bohaterem jest Indeks Cenowy. A wskaźnik ten ma za sobą sekwencję wzrostów nieobserwowanych od listopada 2020 r. W momencie powstawania niniejszego materiału benchmark finiszował powyżej poziomu 740 punktów. A to oznacza, że jest notowany najwyżej od ponad roku. To znów oznacza, że linia szyi formacji oG&R została przerwana i podręcznikowo byki mają zielone światło do zaatakowania poziomów odległych o ponad +10 proc. Brzmi to utopijnie, ale skoro Faustyna z Katarzyną pomimo przeszkód mozolnie przedzierają się przez podziemia centralnej Polski, to i powyższy odwiert przez podażowe tereny jest teoretycznie możliwy. A to, że prace są mocno opóźnione, to żadne zaskoczenie.
Lipiec 2023 r. to jak na razie okres odpoczynku zagranicznych inwestorów. Patrząc na PLN-Index można odnieść wrażenie, że trwają ostateczne przepychanki przed decydującym starciem. Benchmark ten zatrzymał się na wysokości zniesienia Fibonacciego 38,2 proc. poprzedniej fali bessy. Dalsze wzrosty zostały zahamowane przez kwietniowe denko z 2020 r. Jednocześnie testowana jest linia trendu spadkowego zakorzeniona w szczytach z 2018 r. A pikanterii dodaje fakt, że nad wszystkim czuwa średnia dwustutygodniowa MA200_w. To właśnie ona w listopadzie 2019 r. zatrzymała po raz ostatni byki przed próbą odwrócenia biegu wydarzeń. Niestety, ale po usilnych próbach obrony ww. granicy w latach 2017–2019 r., cztery lata temu w sierpniu doszło do wygenerowania sygnału bessy. Jak ważna jest średnia dwustutygodniowa, można dowiedzieć się, cofając się do czerwca 2014 r. To właśnie wtedy nastąpiła nieudana próba pokonania ww. granicy. W efekcie PLN-Index załamał się w kolejnych kwartałach, wyznaczając na kolejne lata twarde minima. Dlatego też bieżąca sytuacja techniczna na wykresie PLN-Index sprawia, że dalsze losy hossy nad Wisłą prawdopodobnie leżą w rękach zagranicznych graczy. Gdyby udało się skutecznie pokonać tygodniową dwusetkę, wówczas i WIG20 miałby pretekst do zwyżki o 10 proc. Dokładnie tak, jak to miało miejsce sześć lat temu w II połowie wakacji. Tutaj nie można nie wspomnieć o sytuacji technicznej na wykresie USD/PLN. Psychologiczny poziom 4000 pęka pod wpływem tego, co się dzieje z eurodolarem. Gdyby EUR/PLN z podobną łatwością przebił się przez kolejne poziomy, sukces byłby niemal gwarantowany. Problem w tym, że USD/PLN zbliżył się już na wyciągnięcie kilku sesji do długoterminowego wsparcia. Mowa o dolnym ograniczeniu kanału wzrostowego o ponad dziesięcioletniej tradycji. Tego samego kanału, który w październiku 2022 r. odmienił trend zarówno złotego, jak i WIG-u. Trzymam kciuki, że po kilkunastu latach polska waluta w końcu wyrwie się z niekorzystnego dla niej trendu. Gorzej, jeśli jesteśmy świadkami końca cyklu umacniania się złotego. Teoretycznie, zgodnie z trzyletnim układem minimów, widocznym od 2005 r. na wykresie USD/PLN, denko może wypaść w tym roku. W grudniu 2017 r. doszło do przesunięcia o kilka tygodni ekstremum na styczeń 2018 r., ale już w 2020 r. zgodnie z planem foreksowe byki przypomniały o dolarze i doszło do zmiany trendu. W efekcie dolar zyskał 40 proc. w kolejnych kwartałach. W 2023 r. mijają trzy latka od momentu, kiedy to za rycinę Jerzego Waszyngtona płacono po 3,61 zł. Jeżeli w najbliższych miesiącach zagranicznym inwestorom uda się doprowadzić do przerwania wskazanego poziomu, z rynku walutowego popłynie kolejny sygnał o znaczeniu pokoleniowym. Według geometrii na stole mógłby wylądować kolejny, okrągły poziom, czyli 3,00 zł. Tam bowiem ląduje zasięg spadków liczony według szerokości kilkunastoletniego kanału zakorzenionego w 2011 r. Za wcześnie jest jednak na takie prognozy, tym bardziej że USD/PLN jest już wyprzedany. A bez wybicia się dołem z kanału obawy o zmianę trendu na rynku forex są na pierwszym planie szklanej kuli.