Tak jest i teraz, choć tym razem jest to szczególnie przygnębiające, gdyż niekorzystne zmiany zawarte zostały w projekcie teoretycznie mającym na celu rozwój rynku.
Kiedy już się wydawało, że pozytywne zmiany regulacyjne wynikające z tzw. Listing Act – w tym w szczególności poluzowanie wymogów wynikających z rozporządzenia MAR oraz umożliwienie notowanym spółkom dokonywania emisji bezprospektowych – pozwolą na odrodzenie polskiego rynku kapitałowego, nadzialiśmy się na kontrę wynikającą z radosnej krajowej twórczości regulacyjnej.
Rozpoczęły się prace sejmowe nad tzw. warzywniakiem, tj. bardzo obszernym aktem prawnym dotyczącym nowelizacji wielu ustaw. Ta obszerność wzięła się stąd, że ideą tego pakietu zmian było zebranie w jeden akt prawny wielu postulatów wynikających ze Strategii Rozwoju Rynku Kapitałowego. Tak się składa, że znalazły się tam rozwiązania, które rozwój ten raczej zatrzymają.
Pierwsze z nich dotyczy rozszerzenia uprawnień kontrolnych KNF na podmioty, które są kontrahentami emitentów. Tak, wiem, że to brzmi kuriozalnie, dlatego staraliśmy się o usunięcie tego pomysłu na wcześniejszych etapach prac, ale niestety, żadne merytoryczne argumenty nie przekonały projektodawców. Konsekwencje takiego przepisu są dość jasne do przewidzenia – zawarcie kontraktu z emitentem będzie obciążone dodatkowym ryzykiem, a zatem wiązać się będzie z gorszymi warunkami, przez co ograniczy konkurencyjność notowanych spółek. Oczywiście nie stanie się to z dnia na dzień – podmioty, które nigdy nie były notowane, początkowo raczej nie będą widziały w tym jakichś dodatkowych problemów ani nawet nie będą wiedziały o samym wymogu (chyba że zwykła uczciwość kupiecka spowoduje zawarcie stosownych informacji w kontrakcie). Ale już z perspektywy spółek zdelistowanych, które doświadczyły „opieki” nadzorcy, może się okazać, że ta zmiana przepisów mocno odstraszy je i zniechęci do zawierania transakcji z emitentami.
Jako osoba z dużym doświadczeniem regulacyjno-nadzorczym rozumiem pokusę wprowadzenia takiej regulacji. Biorąc pod uwagę problemy z ochroną informacji poufnej, a w szczególności rażącą asymetrię pomiędzy wymogami nakładanymi na emitentów (listy insiderów, niezwłoczna publikacja informacji poufnej lub skomplikowana i ryzykowna regulacyjnie procedura opóźnienia publikacji takiej informacji) i na podmioty będące stronami ważnych transakcji z emitentem (brak jakichkolwiek wymogów), wprowadzenie takiej regulacji wydaje się bardzo kuszące.