Czy są to faktyczne promocje, ciężko się przekonać, choć do mniej zorientowanych prawo wyciąga pomocną dłoń – promocyjną cenę sprzedawca powinien porównywać z cenami z przeszłości, bo a nuż się okaże, że to tylko taki trik. A jak wiadomo, każdy trik da się racjonalnie wyjaśnić, wytłumaczyć, obnażyć.
Ale nie w każdym przypadku sprzedawca zmuszony jest do wyspowiadania się z historycznych cen. Zwłaszcza kiedy jest emitentem obligacji skarbowych, które w tym wyborczym roku również stały się przedmiotem promocji. Od czerwca, jeśli posiadacie już w swoim portfelu obligacje Skarbu Państwa, możecie je „zrolować” na dużo lepszych warunkach niż dotychczas. Proszę jednak nie łapać mnie za słówka – „rolowanie” bowiem nie polega na robieniu takiej promocji, która w rzeczywistości promocją nie jest. Chociaż…
W czerwcu i lipcu, zamieniając obligacje skarbowe, będziemy mieli szansę nabyć je z dyskontem nawet sześciokrotnie większym niż do tej pory (to dla obligacji dziesięcioletnich). Zamiana, czyli właśnie owo „rolowanie”, da nam więc na starcie dodatkowy zysk, co wydaje się ofertą kuszącą, jeśli ktoś regularnie inwestuje w ten właśnie rodzaj rządowych papierów wartościowych. Ale dla takiego sceptyka jak ja widoczne są od razu pewne okoliczności, które stawiają w gorszym świetle całkiem ciekawą wakacyjną ofertę emitenta.
„Rolowanie” obligacji Skarbu Państwa to temat interesujący, także podatkowo. W odróżnieniu od odsetek zamiana i towarzyszące jej dyskonto obliczane względem nominału dawały od lat wiele korzyści, także podatkowych, w odróżnieniu na przykład od obligacji korporacyjnych.
Historycznie „rolowanie” przynosiło zawsze dodatkowy profit, który już w latach 90. wynosił… 10 groszy. 10 groszy od 100 zł w latach 90. to nie było dużo, więc wygląda na to, że przy obecnej inflacji te same 10 groszy otrzymywane na początku 2023 roku to też nie były „kokosy”. Fajnie więc, że dla rzeczonych obligacji dziesięcioletnich mamy więc 60 groszy! Fajnie?