Ponieważ pod koniec stycznia poznaliśmy tempo wzrostu PKB za cały ubiegły rok, dane za ostatni kwartał można było ze sporym prawdopodobieństwem przewidzieć. To co rzuca się w oczy w tych danych, to potwierdzenie kontynuacji trendu spadkowego. Roczna dynamika zmian PKB z kwartału na kwartał ulega obniżeniu. W czwartym kwartale 2022 roku dynamika wzrostu obniżyła się o 1,6 punktu procentowego w stosunku do kwartału wcześniejszego, czyli z 3,6 procent wzrostu zeszliśmy do 2,0 procent wzrostu.

Jednak warto zauważyć, iż tempo obniżania się rocznego wzrostu PKB systematycznie się zmniejsza. Jeszcze w drugim kwartale ubiegłego roku wynosiło ono 2,8 punktu procentowego. Pozwala to przypuszczać, iż w okresie styczeń–marzec bieżącego roku wzrost gospodarczy osiągnie swoje minimum. Tyle wynika z danych rocznych. A co sugerują dane kwartalne, to znaczy porównanie zmian w ujęciu kwartał do kwartału? Tu widać już recesję. Ostatni kwartał ubiegłego roku to spadek aż o 2,4 procent. Taki wynik raczej nie powinien stanowić zaskoczenia.

Jeśli uświadomimy sobie, że w ostatnich latach najważniejszym motorem napędowym polskiego wzrostu gospodarczego była konsumpcja indywidualna, i jeśli spojrzymy na dane o realnych wynagrodzeniach, to spadek staje się zrozumiały. W 2022 roku realne wynagrodzenie spadło względem roku wcześniejszego o 2,1 procent. Był to pierwszy spadek od 1993 roku i najgłębszy spadek od 1992 roku. Co więcej, dostępne dane miesięczne o zmianach realnego fundusz płac będącego iloczynem wynagrodzeń i zatrudnienia skorygowanym o tempo wzrostu cen potwierdzają te negatywne tendencje. W grudniu ubiegłego roku tak liczony realny fundusz płac obniżył się o 4 procent i był to kolejny już piąty miesiąc jego spadku.

Negatywne tendencje w zakresie realnego funduszu płac to w dużej mierze pochodna wysokiej inflacji. Patrząc historycznie, po kilku miesiącach nieprzerwanego spadku realnego fundusz płac swoje minimum z opóźnieniem jednego–dwóch miesięcy osiąga spożycie. Zatem prędzej czy później słabnące płace muszą przełożyć się na osłabienie konsumpcji, a to nieuchronnie wyhamuje tempo wzrostu gospodarczego. Dla tego tempa kluczowe znaczenie ma również kondycja gospodarki naszego głównego partnera handlowego, czyli Niemiec. Tamtejszy PKB w czwartym kwartale zanotował wzrost na poziomie 1,1 procent, a więc wyraźnie niższym niż w Polsce.

W tym kontekście warto spojrzeć na ostatnie tzw. zimowe prognozy Komisji Europejskiej. Otóż zdaniem Komisji wzrost gospodarczy w Polsce w bieżącym roku będzie po raz pierwszy od wejścia do Unii Europejskiej niższy od średniej unijnej. Średnia ta to zaledwie wzrost o 0,8 procent, dla naszego kraju Komisja przewiduje wzrost na poziomie 0,4 procent. Natomiast wzrost w Niemczech szacowany jest na jeszcze niższym poziomie, bo 0,2 procent. Mamy więc niekorzystne tendencje zarówno w odniesieniu do czynników krajowych, jak i zewnętrznych. Wydaje się, że wielkimi krokami zbliża się czas zaciskania pasa.