Jest to oczywiście szukanie jakiejś radości poprzez łzy, ale skoro „taki mamy klimat” gospodarczy, to jakoś się musimy w tej sytuacji odnaleźć.
Inflacja na poziomie dwucyfrowym to dla gospodarki olbrzymi cios, szczególnie dotkliwy dla osób, które dotychczas nie miały doświadczenia z takim zjawiskiem. Będziemy się zmagać z chaosem cen, będziemy musieli uwzględniać wartość pieniądza w czasie nawet w krótkoterminowych relacjach biznesowych, będziemy musieli formułować klauzule inflacyjne we wszystkich umowach. Jednak pomimo tych problemów jestem w stanie znaleźć pozytywy.
Problemem bowiem jest nie tyle sama inflacja, ile powody, dla których ona się pojawiła. I mnie bardziej bolał brak inflacji pomimo sztucznego pompowania w gospodarkę grubych miliardów złotych. Obawiałem się bowiem, że takie morze pieniędzy musi doprowadzić do poważnego wzrostu cen, że kiedy tama puści, uderzy w nas fala hiperinflacji. Dlatego z dwojga złego wolę, aby ta fala inflacji się spłaszczyła, abyśmy doświadczyli inflacji wcześniej, aby trwała ona dłużej, ale za to na poziomie nie wyższym niż kilkanaście procent, który wydaje się jeszcze jakoś zarządzalny.
Drugi obszar, gdzie można szukać pocieszenia, to potencjał rozwoju rynku kapitałowego. Jako że oprocentowanie lokat bankowych będzie najprawdopodobniej przez najbliższe lata zdecydowanie niższe od inflacji, pieniędzy w bankach będzie coraz mniej, a zatem działalność kredytowa będzie ograniczana. W perspektywie kilkunastu miesięcy dojdzie do sytuacji, kiedy coraz więcej podmiotów będzie miało coraz większe problemy z finansowaniem dalszego rozwoju. I wówczas – niezależnie od poziomu wycen na rynku – będą się musiały zdecydować na emisje akcji.
Będziemy zatem świadkami sytuacji podobnej jak w latach 90., kiedy publiczna emisja akcji dawała jedyną szansę na pozyskanie finansowania, z jedną wszakże różnicą. Wówczas bariery wejścia na rynek kapitałowy były bardzo niskie, co zresztą było przyczyną obecnego stanu rynku. Na giełdzie pojawiły się setki spółek, które nie powinny być notowane z uwagi na wielkość (przypomnę, że obecnie średnia kapitalizacja – mierzona medianą – spółek giełdowych to zaledwie ok. 30 mln euro) czy strukturę akcjonariatu (częsta dominacja pojedynczych inwestorów, co ma określony wpływ na płynność, a zatem także na wyceny).