Jak pisałem w poprzednich felietonach, finalizowane są prace nad tzw. ESRS-ami, czyli europejskimi standardami raportowania czynników zrównoważonego rozwoju. Zakres nowych obowiązków sprawozdawczych będzie olbrzymi, a czasu na przygotowania będzie bardzo mało. Brak odpowiedniej infrastruktury wspomagającej wypełnienie nowych wymogów spowoduje, że w praktyce nie da się ich zrealizować.
Bardzo pilny tryb prac powoduje, że dramatycznie rosną dwa ryzyka. Pierwsze z nich dotyczy samej treści nowych standardów. Wszak MSSF-y powstawały dekadami, a ESRS-y (koncepcyjnie dużo trudniejsze) powstaną w ciągu kilkunastu miesięcy. Drugie wielkie ryzyko dotyczy wdrożenia – wprawdzie termin został finalnie przesunięty i pierwszym okresem sprawozdawczym będzie rok 2024, ale zaledwie kilkanaście miesięcy na przygotowanie się do tak rewolucyjnej zmiany zakresu raportowania będzie wyzwaniem ekstremalnym. Pomysłodawcy wskazują, że na początku raportować będą tylko największe spółki giełdowe (na rynku polskim to ok. 150 emitentów), ale mnie to nie uspokaja. Po pierwsze bowiem, już rok później te obowiązki obejmą wszystkie spółki (w pewnym uproszczeniu) zatrudniające powyżej 250 pracowników, czyli w Polsce dotyczyć to będzie ok. 3600 podmiotów, z których zdecydowana większość nie ma żadnych kompetencji w obszarze raportowania. Po drugie natomiast, duże spółki wymuszą na małych raportowanie, zanim dotknie ich wymóg regulacyjny.
I tu przechodzimy do kwestii najważniejszej – w teorii mniejsze spółki powinny być objęte nowymi wymogami sprawozdawczymi później i według łagodniejszych standardów. Ale z drugiej strony duże spółki zobowiązane są do raportowania całego łańcucha wartości, a przecież wśród dostawców i odbiorców będą też małe podmioty. I możliwe są dwa rozwiązania: albo standard zbierania danych będzie jednolity w ramach całego łańcucha wartości, albo ESRS-y nie spełnią swojego celu (jakim jest zgromadzenie kompletnych i rzetelnych danych), bo duże podmioty ulokują „brudną” działalność u swoich mniejszych dostawców, objętych łagodniejszymi wymogami.
Wiele wskazuje na to, że przeważać będzie ta pierwsza opcja – duże międzynarodowe koncerny od lat się do tego przygotowują, duże instytucje finansowe również. Pojawia się zatem pytanie, co zrobić, aby mniejsze firmy były w stanie sprostać temu zadaniu. Jedyną sensowną koncepcją wydaje się stworzenie centralnej infrastruktury, dzięki której możliwe byłoby stosunkowo łatwe wypełnienie nowych wymogów. Największe problemy bowiem dotyczą zbierania danych od małych spółek w łańcuchu wartości i odpowiedni system IT mógłby je łatwo rozwiązać.
System taki powinien umożliwiać dowolnej firmie zalogowanie i uzupełnienie danych wymaganych ESRS-ami. Powinien być maksymalnie przyjazny dla użytkownika, tj. wskazywać, skąd wziąć dane, przyjmować możliwie łatwo dostępne dane (np. z faktury za prąd) i sam powinien wyliczać bardziej skomplikowane wskaźniki na podstawie danych źródłowych. Co więcej, system powinien automatycznie tagować dane w XBRL (bo w takim języku będą publikowane raporty pod ESRS-ami), aby już na etapie tworzenia raportów algorytmy mogły łatwo identyfikować i przetwarzać konkretne dane. Z kolei każda firma zobowiązana do raportowania powinna mieć możliwość wykorzystania tego systemu do zmapowania łańcucha wartości, a system sam mógłby wyliczać finalne dane do publikacji, wykorzystując dane wprowadzone przez poszczególne spółki w ramach łańcucha wartości.