Wygląda na to, że po okresie eldorado, zakłóconego przez pandemię i wojnę w Ukrainie, przychodzi czas twardszej rzeczywistości, także na rynkach finansowych.
Według biblijnych wzorców po siedmiu latach tłustych zwykle nadchodzi siedem lat chudych. W gospodarce i na rynkach finansowych ten cykl może mieć nieco inną długość i przebieg, szczególnie w ostatnim okresie, od czasu globalnego kryzysu finansowego z lat 2007–2009, poprzez pandemię i wojnę w Ukrainie, gdy zniekształca go nietypowa polityka pieniężna banków centralnych i fiskalna większości rządów. Od 2015 r. mamy w Polsce do czynienia z intensywnym dosypywaniem pieniędzy na rynek, poczynając od słusznie „należącego” się, choć może nie wszystkim, 500+, poprzez serwowane na podobnych zasadach trzynastą i czternastą emeryturę, po liczne tarcze nie tylko mające uzasadnienie ekonomiczne antycovidowe, rekompensowanie wzrostu cen energii, gazu, paliw czy absurdalnego pomysłu tarczy antyinflacyjnej, która działa przeciwskutecznie, oraz limitowanie cen węgla dla odbiorców indywidualnych.
Obecnie największym problemem wydaje się skrajna niespójność polityki fiskalnej i pieniężnej, prowadząca do zderzenia z górą lodową, które czeka kredytobiorców zarówno indywidualnych, jak i przedsiębiorców. Wakacje kredytowe obciążą banki, które będą mieć mniejszą zdolność do finansowania gospodarki, a wzrost kosztów finansowania firm w połączeniu z wysokimi cenami surowców i energii sprowadzi poważne kłopoty na gospodarkę. Scenariusze ekonomistów, nie tylko dla Polski, są coraz bardziej pesymistyczne. Można jedynie mieć nadzieję, że spowolnienie czy recesja nie potrwają długo, ale niedługo obejmuje okres najbliższych dwóch lat.
Jeśli komuś ten obraz wydaje się zbyt czarny, proponuję spojrzenie na sytuację panującą na rynkach finansowych. Z covidowego silnego odreagowania pozostaje już coraz mniej. Od tegorocznego szczytu S&P 500 traci ponad 20 proc., a Nasdaq Composite spada o 30 proc. Dolar jest najsilniejszy od prawie 20 lat, mimo że amerykańska gospodarka nie ma przed sobą najbardziej świetlanej przyszłości. Rentowność obligacji skarbowych od kilku tygodni maleje mimo zdecydowanie jastrzębiego kursu polityki pieniężnej Fedu. To wszystko wskazuje na dyskontowanie wspomnianego czarnego scenariusza. Zasadniczym pytaniem jest obecnie, czy dyskontowanie to jest już bliższe finału. Podobnie jest na niemal wszystkich rynkach, w tym szczególnie wschodzących, nie wyłączając polskiego. MSCI Emerging Markets od lutego ubiegłego roku traci jedną trzecią wartości. Nie jest przypadkiem, że dokładnie tyle samo od października 2021 r. zniżkuje WIG20. W przeliczeniu na dolary indeks naszych największych spółek traci w tym czasie 45 proc. To także nie przypadek, jeśli zauważyć, że złoty jest najsłabszy w tym stuleciu.
Rentowność polskich dziesięciolatek obniżyła się w ostatnim czasie z 8 do 6,8 proc. Inflacja jest najwyższa od ćwierć wieku, a stopy procentowe od niemal 20 lat. Można dyskutować, na ile te zjawiska są pochodną wydarzeń w otoczeniu zewnętrznym, a na ile czynników lokalnych, ale ta dyskusja daleko nas nie zaprowadzi. Trzeba szukać racjonalnych środków zaradczych, a to nie jest prosta sprawa, tym bardziej że jesteśmy na „niedoczasie”, a okres dobrej koniunktury został słabo wykorzystany na stworzenie buforów mogących służyć łagodzeniu wstrząsów.