Jeszcze kilka miesięcy temu polityka taniego pieniądza prowadzona przez EBC i możliwość intratnego (taniego) refinansowania greckich papierów skarbowych przez banki komercyjne stworzyły iluzję, że poluzowanie polityki fiskalnej może trwać w nieskończoność. Pod koniec 2009 r. bank centralny Grecji ostrzegał jednak banki komercyjne przed nadmiernym uzależnieniem się od taniego finansowania z EBC.
Kilka dni później ujawniono rzeczywistą wielkość greckiego deficytu budżetowego (oficjalne dane mówiły o 6 proc., podczas gdy nowa projekcja pokazała deficyt na poziomie 12,7 proc. PKB) i potrzeby pożyczkowe. Od tego momentu zdarzenia potoczyły się już lawinowo.
Agencje obniżyły ratingi Grecji, a inwestorzy zagłosowali nogami, odcinając greckie Ministerstwo Finansów od rynku pierwotnego i w efekcie wymuszając na rządzie greckim ponad 400-punktową premię powyżej uznanych za najbezpieczniejsze w Europie papierów niemieckich. Przypadek Grecji zwrócił wreszcie uwagę inwestorów na problemy krajów południowych peryferii strefy euro, które podobnie jak Grecja borykają się z szybkim wzrostem deficytu fiskalnego i głębokim spadkiem koniunktury.
Problemy tych krajów i trapiąca je nierównowaga fiskalna nie są zjawiskiem cyklicznym. Mają przede wszystkim charakter strukturalny i wiążą się z systematyczną utratą konkurencyjności cenowej (ocenianą na około 20–30 proc. od przystąpienia do unii walutowej), a więc i mniejszą zdolnością tych gospodarek do osiągania wpływów podatkowych. Przystąpienie do strefy euro (możliwe zresztą dzięki naciąganym statystykom budżetowym) i „pożyczona” od gospodarki niemieckiej wiarygodność niewątpliwie na długie lata zamaskowały permanentnie ekspansywną politykę fiskalną, która miała rekompensować utraconą konkurencyjność i brak możliwości deprecjacji krajowej waluty.
Groźba odcięcia Grecji od rynków finansowych (czytaj: brak środków na wypłaty pensji w sferze budżetowej) stała się dla polityków ryzykiem przewyższającym to związane z wybuchem niezadowolenia społecznego po wprowadzeniu cięć budżetowych.