Choć polski rynek obligacji komunalnych nie jest tak mocno rozwinięty jak ten w USA, to od kilku lat nasze samorządy coraz częściej sięgały po finansowanie z pomocą papierów dłużnych. Aktualnie wartość wyemitowanych obligacji stanowi około 23 proc. całego zadłużenia samorządów. Apogeum tego procesu nastąpiło w latach 2009–2011. Dlaczego wtedy? Po pierwsze, to szczyt inwestycji, w tym tych, które były finansowane ze środków unijnych. Dotychczasowy główny instrument – kredyt bankowy – nie zawsze wystarczał. Po drugie, emitenci dostrzegli korzyści, jakie daje ta forma finansowania – większa elastyczność, swoboda w kształtowaniu terminów zapadalności, a także możliwość rezygnacji z czasochłonnych procedur przetargowych.
Aktualnie największe funkcjonujące na rynku emisje obligacji to te, które wypuściły duże miasta (Warszawa, Kraków, Łódź) i województwa. Teraz aktywność tych podmiotów polega już przede wszystkim na rolowaniu zapadających papierów. Nowe emisje zaś są zazwyczaj mocno rozdrobnione i dotyczą małych gmin (wartość transzy 500 tys. – 1,5 mln złotych). Najczęściej jednak takie emisje nie wychodzą do inwestorów, tylko trafiają do portfeli banków organizujących emisje.
Obligacji mniej, sytuacja stabilna
W kontekście ostatnich wydarzeń rodzi się pytanie, czy grozi nam „polskie Detroit"? Nic na to nie wskazuje. Sytuacja tego amerykańskiego miasta jest bowiem dość specyficzna. W latach 60. ubiegłego wieku dzięki rozwojowi przemysłu motoryzacyjnego Detroit było jednym z najbogatszych miast w USA. Niestety, zmiany w globalnej gospodarce, konkurencja azjatyckich producentów, wreszcie upadłości GM i Chryslera odcisnęły piętno na finansach tej motoryzacyjnej stolicy Ameryki. Trzeba pamiętać, że praktycznie od dekady Detroit stało na krawędzi niewypłacalności, a kolejne działania władz tylko odsuwały w czasie bolesną restrukturyzację. Monokultura przemysłowa oparta na przemyśle samochodowym, który bardzo ucierpiał w ostatnim kryzysie, doprowadziła do wysokiego bezrobocia wśród mieszkańców miasta i gigantycznego spadku dochodów. Spowodowane kryzysem negatywne trendy demograficzne (w ciągu dekady miasto utraciło 25 proc. mieszkańców) i brak dopasowania rozrośniętej administracji i usług publicznych do zmieniającej się sytuacji zaowocowały olbrzymimi deficytami i niekontrolowanym przyrostem długu. Ostateczne załamanie było tylko kwestią czasu.
Zupełnie inna sytuacja ma miejsce w Polsce. Ze względu na restrykcyjne ograniczenia prawne dotyczące skali zadłużenia, a także dzięki dotychczasowemu łagodnemu przebiegowi spowolnienia gospodarczego w Polsce żaden samorząd jeszcze nie przestał się wywiązywać z zaciągniętych zobowiązań z obligacji. Co prawda kilka mniejszych gmin było zmuszonych do restrukturyzacji innych swoich długów, jednak wyszło z tego obronną ręką. Przykładem może być gmina Brzozie w kujawsko-pomorskim, która dekadę temu przeżyła załamanie finansowe. Dzięki długoterminowej pożyczce z budżetu państwa, renegocjacji spłaty zadłużenia w ZUS i drakońskim cięciom wydatków udało się jej odzyskać płynność.
Analizując stan obecny, proces dynamicznego zadłużania się polskich samorządów został wyhamowany. W ostatnim okresie obserwujemy również spadek emisji rodzimych obligacji municypalnych. Związane jest to z osiągnięciem wysokich poziomów zadłużenia przez samorządy, szczególnie w dużych miastach, i dojście do limitów długu określonych w prawie w Ustawie o finansach publicznych. Limity te do końca tego roku są takie same dla wszystkich podmiotów: zadłużenie nie może przekroczyć 60 proc. rocznych przychodów, a roczna obsługa długu nie może być większa niż 15 proc. przychodów. Od nowego roku każdy samorząd będzie miał wyliczany indywidualny limit zadłużenia zależny od nadwyżki bieżącej w trzech ostatnich latach, co ograniczy proces zadłużania się słabszych finansowo podmiotów. Dodatkowo tendencję tę będzie wspierać presja Ministerstwa Finansów na ograniczanie przyrostu długu publicznego.