4 marca Włosi wybierać będą nowy parlament. Jeśli ostatnie sondaże nie okażą się chybione, trudno będzie o uzyskanie absolutnej większości przez którąkolwiek z sił politycznych. Największym poparciem cieszy się uważany za populistyczny Ruch 5 Gwiazd, lecz Forza Italia z Silviem Berlusconim na czele systematycznie zyskuje i to prawicowa koalicja pod jego przewodnictwem ma szansę, aby uzyskać najwięcej miejsc. Najniższym z kolei poparciem cieszy się Partia Demokratyczna dotychczasowego premiera Mattea Renziego, która pozostaje pod ostrzałem przeciwników politycznych. Sprawę komplikuje niesprawdzona w praktyce nowa ordynacja wyborcza i duży odsetek niezdecydowanych, którzy mogą jeszcze zmienić losy plebiscytu.
Od 1992 r., czyli początku tzw. Drugiej Republiki we Włoszech, mieliśmy do czynienia aż z czternastoma premierami. Bardziej spektakularnie ta liczba wygląda na tle pozostałych europejskich krajów. W tym czasie Niemcy mieli zaledwie trzech szefów rządu, Hiszpania czterech, a Wielka Brytania pięciu. Troska o stabilność demokracji była jednym z powodów rozpoczęcia prac nad nową ordynacją. Ostatecznie, głosami Partii Demokratycznej i Forza Italia przegłosowany został projekt nazywany Rosatellum. Kształt nowego prawa, faworyzując koalicje i partie o silnych regionalnych strukturach, zdaje się wprost uderzać w antyestablishmentowy Ruch 5 Gwiazd. Kształt prawa wyborczego jest argumentem przemawiającym za wyeliminowaniem skrajnie negatywnego scenariusza z puli potencjalnych wyników.
W związku z wyrównanymi szansami sił politycznych kampania wyborcza przybrała populistyczny ton, a poszczególne partie prześcigają się w hojnych obietnicach wyborczych. Gdyby postulowane cięcia podatków oraz wzrost świadczeń socjalnych weszły w życie, byłoby to niebezpieczne dla finansów publicznych przy poziomie zadłużenia przekraczającym 130 proc. PKB oraz relatywnie słabej na tle innych krajów strefy euro koniunkturze. Obecnie problemy włoskiej gospodarki są wyciszone w związku z najwyższą od 7 lat aktywnością, jednak większe komplikacje mogą się pojawić w sytuacji, gdy EBC zakończy już program skupu aktywów i przystąpi do normalizacji polityki pieniężnej. Poziom koniunktury we Włoszech prezentuje się bowiem najsłabiej na tle innych największych krajów strefy euro. Wzrost PKB jest stosunkowo niski, a poziom długu publicznego w stosunku do PKB wyższy jest jedynie w Grecji.
Brak zdecydowanej większości parlamentarnej którejkolwiek ze stron uniemożliwia przeprowadzenie zakrojonej na szeroką skalę stymulacji fiskalnej, która przy tak wysokim poziomie zadłużenia mogłaby spotkać się z oporem Berlina czy Paryża. Zgodny z oczekiwaniami przebieg wyborów nie powinien nieść za sobą większych implikacji rynkowych, zarówno w przypadku notowań wspólnej waluty, jak i giełdy w Mediolanie.
Uwzględniając duże antagonizmy pomiędzy partiami, dwa scenariusze wydają się najbardziej prawdopodobne. Pierwszy zakłada rząd techniczny, który byłby bezpieczniejszy dla mocno zadłużonej gospodarki i ograniczał wzrost ryzyka kredytowego oraz oprocentowania obligacji. Drugim natomiast jest perspektywa kolejnych wyborów, które także mogłyby nie przynieść rozstrzygnięcia, przez co impas polityczny byłby kontynuowany. Z gospodarczego punktu widzenia brak większości w parlamencie może być pozytywnie postrzegany przez rynki finansowe, gdyż taki rozwój wydarzeń nie powinien nieść ze sobą większych zmian dla polityki. Nie można jednak wykluczać scenariusza, w którym po wyborach dojdzie jednak do zawiązania większościowej koalicji. Brak udziału w niej Ruchu 5 Gwiazd powinien być pozytywnym z rynkowego punktu widzenia scenariuszem, oddziałującym w kierunku umocnienia euro oraz spadku awersji do ryzyka. Każdy wpływ na rządy antysystemowego ugrupowania, nieposiadającego zaplecza politycznego i struktur regionalnych, byłby negatywnie odbierany. Scenariuszem bazowym powinna być wygrana prawicowej koalicji z Silviem Berlusconim na czele, która posiada 10-punktowe prowadzenie w sondażach, co finalnie może nawet poprawiać nastroje rynkowe. Choć zagrożenia związane z wygraną Ruchu 5 Gwiazd są duże, to jednak szanse na taki rozwój wydarzeń niewielkie, przez co rynek nie obawia się takiego scenariusza. Brytyjskie referendum czy wybory prezydenckie w USA przyniosły jednak w podobnej sytuacji spore niespodzianki.