Telecom Italia od blisko roku kontrolowany jest przez francuski Vivendi. Koncern ma co prawda tylko 23,9 proc. akcji włoskiego operatora zasiedziałego, ale obsadził dwie trzecie miejsc w jego radzie nadzorczej. To nie koniec bezpośredniego wpływu. Prezesem jest Amos Genish, który przed objęciem fotela szefa Telecomu Italia piastował wysokie stanowisko w Vivendi. Także jego poprzednik objął funkcję dzięki poparciu Francuzów.
Elliott znany jest z tego, że dla osiągnięcia zysków gotów jest wywierać różnego rodzaju naciski – w tym prawne – na spółkę, której jest akcjonariuszem czy dłużnikiem. W Polsce znany jest z długotrwałych zmagań z Elektrimem i jego udziałowcami, których celem było zrealizowanie do ostatniego grosza umowy restrukturyzacyjnej zadłużenia byłego cesarza warszawskiej giełdy. Elliottowi nie zawsze udaje się w 100 proc. zrealizować zamierzony cel – tak było przed rokiem w przypadku Samsunga – ale w zasadzie zawsze jego obecność w akcjonariacie oznacza albo dla spółki, albo dla jej akcjonariuszy kłopoty.
W powszechnej opinii Elliott zaliczany jest do grona tzw. funduszy aktywistów, czyli takich inwestorów finansowych, którzy starają się mieć aktywny wpływ na zarządzanie spółką i jej strategię dotyczącą np. dywidendy i wykupu akcji. Są też tacy, którzy mówią wprost, że jest to sępi fundusz. Określenie wiąże się z tym, że cele inwestycyjne Elliotta są starannie wybrane i są to zazwyczaj spółki, które mają różnego typu problemy. Jest jeszcze trzecie określenie – stress fund – które dobrze oddaje stosowaną przez Elliotta taktykę nacisków, do pozwów sądowych włącznie.
Nie inaczej amerykański inwestor, którego głównym właścicielem jest Paul Elliott Singer, gra w przypadku Telecomu Italia. Operatorowi ciąży garb długów. Od chwili, gdy w 2015 r. Vivendi ujawniło się w akcjonariacie spółki, kurs akcji telekomu spadł mniej więcej o jedną trzecią. Wejście francuskiej grupy, która w akcje Telecom Italia zainwestowała około 4 mld euro, sprowokowało konflikt z włoskim rządem i nagły wzrost zainteresowania telekomem polityków. Włosi bardzo nieprzychylnym okiem patrzą na obecność Francuzów. Stąd decyzja rządu o objęciu niektórych aktywów telekomu specjalnym nadzorem, którego celem jest zablokowanie potencjalnej sprzedaży tej części majątku. I naciski, by operator wydzielił w osobną spółkę infrastrukturę sieci stacjonarnej. Stąd wreszcie postawione przed niemal rokiem i poparte konkretnymi przepisami prawa dotyczącymi koncentracji żądanie włoskiego regulatora rynku telekomunikacyjnego AGCOM, by Vivendi w ciągu 12 miesięcy wybrało, czy chce być dużym akcjonariuszem Telecomu Italia, czy Mediaset (ma blisko 29 proc. akcji tej medialnej spółki kontrolowanej przez Silvio Berlusconi, byłego trzykrotnego premiera Włoch).