Dzięki ubiegłotygodniowej konferencji na temat wniosków z raportów niefinansowych za rok 2017 jesteśmy bogatsi o spojrzenie ekspertów i specjalistów na oświadczenia i sprawozdania przygotowane przez spółki. Nieliczne pochwały dotyczyły niestety tylko pojedynczych spółek, ale krytyka, którą usłyszeli ich przedstawiciele, miała charakter konstruktywny.
Dla wielu emitentów najważniejszy był prawdopodobnie głos środowiska inwestorów. Ich przedstawiciel wskazał na dwa podstawowe braki raportów niefinansowych. Pierwszym z nich jest awersja do pisania o ryzyku. Brak rzetelnej analizy potencjalnych zagrożeń w obszarach środowiskowym, społecznym i pracowniczym wyraźnie obniża wiarygodność raportu, a co za tym idzie – także samej spółki i jej zarządu. W wielu przypadkach sama znajomość branży spółki pozwala na identyfikację szeregu ryzyk, na które jest ona narażona. Nie omawiając ich lub przynajmniej nie odnosząc się do nich („zbadaliśmy, określone ryzyka typowe dla sektora u nas występują w małym stopniu, za to istotne są następujące zagrożenia"), zostawiamy inwestorowi miejsce na domysły („nie piszą o tym ani słowem, a to przecież typowe dla branży ryzyko – pewnie nie mają nawet pomysłu, jak nim zarządzać lub są kompletnie nieświadomi zagrożeń"). Powoduje to negatywne nastawienie świadomego roli danych niefinansowych inwestora odzwierciedlane w wycenie lub wręcz w rezygnacji z inwestycji poprzez zaklasyfikowanie spółki do kategorii zbyt ryzykownych.
Drugim problemem wskazanym przez inwestorów, widocznym w przeważającej większości raportów, jest brak kwantyfikowanych wskaźników. Epickie opisy działań zmierzających do uszczęśliwienia społeczności lokalnej lub wysiłków na rzecz uczynienia ziemi rajskim ogrodem są dla inwestorów całkowicie bezużyteczne. Co więcej, gdy towarzyszy im brak wskaźników zużycia energii i surowców, emisji CO2 lub generowanych odpadów na jednostkę produktu lub przychodu albo informacji o strukturze, wykształceniu i wynagrodzeniach pracowników, ta literatura opisowa może być przeciwskuteczna. Inwestor może ją traktować jako próbę przykrycia braku konkretnych danych, bo przecież jeśli ktoś ma zebrane wiarygodne dane, to dlaczego ich nie opublikował? W nielicznych przypadkach, gdy spółki już podawały dobrze metodologicznie policzone wskaźniki, nie towarzyszył im niestety zwykle odpowiedni opis z wyjaśnieniem przyczyn widocznych trendów.
Odrębnym problemem związanym ze wskaźnikami jest brak ich porównywalności w ramach sektorów i całej populacji spółek. W tym przypadku marzeniem inwestorów byłaby oczywiście pełna porównywalność, którą można uzyskać jedynie poprzez odgórne narzucenie przez ustawodawcę spójnego standardu raportowania, tak jak to jest w przypadku sprawozdawczości finansowej. Uważam, że z czasem do tego dojdzie, prawdopodobnie po zakończeniu rozpoczętych niedawno prac nad unijną taksonomią zrównoważonego rozwoju. Tymczasem w opinii inwestorów najlepiej wypadały raporty spółek, które zastosowały jeden z dostępnych standardów raportowania niefinansowego, czyli SIN lub GRI.
Braki w raportach zauważyli nie tylko inwestorzy, ale też przedstawiciele innych grup interesariuszy, którzy uważnie analizują raporty niefinansowe. Specjaliści zajmujący się poszanowaniem praw człowieka wskazywali na wyjątkowo płytkie rozumienie tych praw przez spółki. Jeśli w ogóle były one wspominane, to sprowadzało się to do wskazania w raporcie, że „spółka/grupa kapitałowa szanuje prawa człowieka". Czasem stwierdzeniu temu towarzyszyło zapewnienie, że emitent nie zatrudnia nielegalnie dzieci i nie stosuje pracy przymusowej. Jest to o tyle zastanawiające, że przecież katalog praw człowieka jest znacznie szerszy i powszechnie znany od kilkudziesięciu lat. Prawa te przysługują każdej osobie i są niezbywalne. W odniesieniu do nich nie możemy oceniać istotności („na ile dane prawo człowieka jest istotne"), lecz tzw. salience, czyli dbałość o to, by wszystkie prawa były przestrzegane w stosunku do wszystkich osób, które mają bezpośrednią lub pośrednią styczność ze spółką (pracownicy spółki i jej dostawców i podwykonawców, społeczność lokalna, klienci i osoby z ich otoczenia). Dbałość ta nie może sprowadzać się do deklaracji ze strony zarządu spółki, składają się na nią odpowiednie regulacje wewnętrzne i kontraktowe oraz system monitoringu, zgłaszania nieprawidłowości oraz audytów. Takie kompletne systemy funkcjonują w bardzo nielicznych spółkach; można śmiało zakładać, że jeśli dany emitent o tego typu rozwiązaniach nie wspomniał w raporcie, to znaczy, że ich po prostu nie stosuje.