To wszystko jednak nie jest takie proste

Nikt po kapitał na GPW nie przychodzi. Lepiej szukać go na boku, z mniejszym ryzykiem.

Publikacja: 27.12.2018 05:00

Robert Morawski, specjalista ds. podatków

Robert Morawski, specjalista ds. podatków

Foto: Fotorzepa/Krzysztof Skłodowski

Czytając wszystkie publikacje i wywiady, w których poruszany jest temat pracowniczych planów kapitałowych, zauważam nadzieję, a czasem wręcz przekonanie, że wpłyną one pozytywnie na polski rynek kapitałowy. Są nawet tacy, którzy piszą o „ratunku", co oznaczałoby, że kryzysowa diagnoza stawiana już od jakiegoś czasu w odniesieniu do giełdy i jej otoczenia musi być uzasadniona.

Ja mam w stosunku do większości wypowiedzi nastrajających optymistycznie jedno poważne zastrzeżenie. Same PPK, choć co do zasady słuszne i potrzebne, nie odbudują rynku kapitałowego oraz zaufania do giełdy. Zauważmy przy tym, że jako instytucja podobna do OFE wypełnią one lukę, którą zafundowano nam wcześniej. Będą „generykiem" w stosunku do „leku", który został odrzucony przez „pacjenta" przedwcześnie, a przez „uzdrawiających" był krytykowany równolegle.

I do tego wszystkiego w obecnych warunkach zanosi się, że PPK będą miały szalenie groźny skutek uboczny. Tym bardziej że będą przymusowe.

Zacznijmy od podstaw... Do czego służy giełda? Giełda służy do tego, aby spółki mogły pozyskiwać kapitał i finansować swój rozwój, a inwestor mógł pomnażać pieniądze, które – ufając w rozwój i pomysły emitentów – inwestuje w gospodarkę. Od przypomnienia tego truizmu trzeba zacząć, aby dyskutować o aktualnym sensie PPK. Ich wprowadzenie, tak jak to uczyniono w okresie, gdy reformowano system emerytalny i tworzono OFE, musi się wiązać z ogólnospołeczną wiarą w rozwój i chęcią podejmowania ekonomicznego ryzyka.

A czy na GPW w Warszawie ten rozwój widać? Od kilku lat już nie... Brak nowych spółek, brak nowych emisji. Nikt po kapitał na GPW nie przychodzi. Lepiej szukać go na boku, z mniejszym ryzykiem. Dyskretnie i nieformalnie. Zaś co do ryzyka, mogę tylko powtórzyć: w kraju, w którym wspomnienia o tym, co przeszłe, są ciągle żywe, ryzyko materializowane w praktycznej masowej zdolności do popierania nowatorskich rozwiązań stanowi czynnik immanentnie odstraszający.

Jaki więc skutek uboczny łatwo przewidzieć na najbliższe lata? PPK będą inwestowały w akcje, które już są i które się nie rozmnożą, akcje w większości reprezentujące na GPW nasz gospodarczy konserwatyzm. Oznacza to, że PPK co najwyżej przyczynią się do powstania jakiejś bańki, jeśli nie pojawią się nowi prywatni emitenci, z nowatorskimi pomysłami na przyszłość. Taka bańka w krótkiej perspektywie podkręci rynek, ale w konsekwencji i tak zakończy się katastrofą. Ewentualnie podobnymi stratami, jakie wywołali „niewierzący" w kapitalizm w Polsce na przełomie XX i XIX wieku.

Robert Morawski specjalista ds. podatków

Felietony
Potrzeba deregulacji wraca jak bumerang
Felietony
Ulga dla kredytobiorców, niższe zyski oszczędzających
Felietony
Zmierzch zielonej „ściemy”
Felietony
Ożywianie relacji inwestorskich
Materiał Promocyjny
PZU ważnym filarem rynku kapitałowego i gospodarki
Felietony
Gospodarka o obiegu zamkniętym – przewodnik inwestora
Felietony
Pomoc państw Azji Wschodniej w odbudowie Ukrainy