Jak Google pokonało Oracle’a

Nie wymaga zezwolenia twórcy m.in. badanie i testowanie oprogramowania w celu poznania jego niechronionych elementów, czyli idei oraz zasad, na jakich się on opiera.

Publikacja: 07.09.2021 05:00

Marta Pasztaleniec radca prawny, RKKW – Kwaśnicki, Wróbel & Partnerzy

Marta Pasztaleniec radca prawny, RKKW – Kwaśnicki, Wróbel & Partnerzy

Foto: materiały prasowe

Programy komputerowe w świetle krajowego prawa autorskiego korzystają ze szczególnej ochrony. W odróżnieniu od standardowego „utworu" nie ma zastosowania wobec nich tzw. dozwolony użytek, który umożliwia w określonych okolicznościach korzystanie z utworu bez zgody twórcy.

Ustawodawca dał nam jednak w zamian instytucję tzw. legalnego użytkownika, tj. osoby, która legalnie weszła w posiadanie oprogramowania, np. nabywając licencję. Co do zasady, taki użytkownik może, nawet bez zgody producenta oprogramowania, zwielokrotniać, tłumaczyć, przystosowywać, zmieniać układ lub dokonywać jakichkolwiek innych zmian, jeżeli są niezbędne do korzystania z oprogramowania zgodnie z jego przeznaczeniem, w tym do poprawiania błędów.

Nie wymaga zezwolenia twórcy m.in. także badanie i testowanie oprogramowania w celu poznania jego niechronionych elementów, czyli idei oraz zasad, na jakich się on opiera (tzw. reverse analysis). Takich czynności może jednak dokonać wyłącznie osoba posiadająca prawo korzystania z egzemplarza oprogramowania. Jak zauważa się w literaturze przedmiotu, wyniki reverse analysis można wykorzystać nawet przy tworzeniu własnego, konkurencyjnego oprogramowania, „także takiego, który praktycznie »klonowałby« funkcje pierwowzoru"1.

Czym innym jest natomiast tzw. inżynieria odwrotna, polegająca na zwielokrotnianiu samego kodu źródłowego lub tłumaczeniu jego formy – badania samego kodu w celu ustalenia, w jaki sposób on funkcjonuje. Służy więc ona poznaniu tajemnicy oprogramowania – jego kodu źródłowego, który jest swoistym DNA, algorytmem oprogramowania. Będąc osobą uprawnioną do korzystania z oprogramowania, możemy dokonywać takich czynności, w określonych w ustawie okolicznościach, wówczas gdy jest to niezbędne dla zapewnienia współdziałania programów komputerowych. Co istotne jednak, pozyskane informacje nie mogą być wykorzystane do rozwijania lub wytwarzania oprogramowania o istotnie podobnej formie wyrażenia.

Jak więc widać, prawo polskie dość wąsko traktuje dozwolony użytek w IT – ściśle określone uprawnienia przysługują wyłącznie uprawnionym osobom, które w sposób legalny weszły w posiadanie oprogramowania. Nie jest możliwe kopiowanie fragmentu kodu oprogramowania w celu stworzenia konkurencyjnego produktu. Kod źródłowy jest tym, co prawo autorskie chroni najbardziej w oprogramowaniu.

Nieco inaczej kwestia ta wygląda w prawie amerykańskim, gdzie obowiązuje instytucja tzw. fair use. Przy badaniu istnienia dozwolonego użytku należy ocenić cel i charakter użytkowania, w szczególności czy takie wykorzystanie ma charakter komercyjny czy edukacyjny, charakter utworu, liczba oraz istotność wykorzystanego fragmentu oraz wpływ takiego wykorzystania na rynek lub wartość chronionego utworu.

Doktryna fair use była tłem jednego z najgłośniejszych sporów ostatnich lat w branży IT – pomiędzy Google LLC i Oracle America, Inc, dotyczącego wykorzystania przez Google, w drodze inżynierii odwrotnej, takich samych deklaracji w API (Application Programming Interface) programu Java SE, do którego autorskie prawa posiada Oracle. API stanowi zbiór reguł opisujących w jaki sposób aplikacje komunikują się ze sobą i stanowi narzędzie pracy dla programistów.

Spór ma swą genezę w 2005 r. kiedy to Google rozpoczęło starania, by wejść na rynek smartfonów, tworząc nieodpłatną platformę do budowy ich oprogramowania. Jako że język programistyczny Java był wówczas jednym z najbardziej popularnych wśród programistów, Google podjął rozmowy z Sun Microsystems – twórcą Javy – na temat licencjonowania platformy Java. Ostatecznie zdecydował się na budowę własnej platformy. Aby jednak zapewnić jej powszechność i łatwość stosowania wśród programistów, zastosowano w nim nazwy funkcji i formatów danych charakterystyczne dla Javy. Google de facto opracowało własne odpowiedniki funkcji Javy i nadało im nazwy takie same jak w Javie. Oracle, po przejęciu spółki Sun Microsystems, pozwał w 2010 r. Google o naruszenie praw autorskich. Po długiej batalii przed sądami niższych instancji sprawa ostatecznie trafiła na wokandę Sądu Najwyższego.

Sąd orzekł, że użycie przez Google deklaracji API stanowiło dozwolony użytek (fair use), podkreślając że „fair use pozwala sądom uniknąć sztywnego stosowania ustawy o prawie autorskim, jeżeli czasami tłumiłoby to samą kreatywność, którą ustawa ta ma wspierać". Sąd uznał, że działanie Google było „zgodne z kreatywnym „postępem«, który jest podstawowym konstytucyjnym celem samego prawa autorskiego". Według sądu prawo autorskie nie powinno hamować tego rozwoju rynku IT, a Google, kopiując kod Oracle'a, przyczynił się do postępu i rozwoju oprogramowania.

Wyrok ten stanowi ciekawą, szeroką interpretację dozwolonego użytku w prawie amerykańskim i niewątpliwie będzie mieć on duży wpływ na branżę IT w Stanach Zjednoczonych. Bywa on nawet postrzegany jako złagodzenie obostrzeń dla zastosowania dozwolonego użytku. Niewątpliwie konkurencyjność w branży IT – a w efekcie użytkownicy końcowi – zyska na tym wyroku.

1) Komentarz do ustawy Prawo autorskie pod red. A. Michalaka, 2018 r.

Felietony
Wspólny manifest rynkowy
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Felietony
Pora obudzić potencjał
Felietony
Kurs EUR/PLN na dłużej powinien pozostać w przedziale 4,25–4,40
Felietony
A jednak może się kręcić. I to jak!
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Felietony
Co i kiedy zmienia się w rozporządzeniu MAR?
Felietony
Dolar na fali, złoty w defensywie