Pytanie, jaki będzie jak najbardziej na czasie. Choć minister energii Krzysztof Tchórzewski zapowiedział kres budowy dużych bloków węglowych i widać większe przyzwolenie na dywersyfikację (Dolna Odra na gaz i zapowiedź wprowadzenia atomu), to nadal trwa bój w Brukseli o limit 550 g CO2/kWh. Jak zapisano w projekcie dyrektywy wchodzącej do tzw. pakietu zimowego, tego progu nie mogą przekroczyć jednostki chcące korzystać ze wsparcia państwa, np. rynku mocy. Czy jest to walka skazana na porażkę?
Jak wynika z raportu firmy doradczej Compass Lexecon na zlecenie Polskiego Komitetu Energii Elektrycznej, który zrzesza największych wytwórców, bez rynku mocy (gdzie towarem będzie energia i gotowość do jej wytworzenia, czyli moc) nie uda nam się zapewnić bezpieczeństwa dostaw. Jego wprowadzenie zmniejszy przy tym obciążenia odbiorców końcowych w porównaniu ze scenariuszem bez takiego mechanizmu łącznie o 30 mld zł (średniorocznie o ok. 1 mld zł do 2040 r.). Bo dodatkowa opłata za moc będzie kompensowana przez zmniejszenie kosztów za energię niedostarczoną (np. podczas blackoutu czy stopni zasilania) i spadek ceny hurtowej – średnio o ponad 20 zł/MWh.
Interesująco wyglądają jednak koszty opłaty mocowej przy restrykcyjnym scenariuszu (550 g CO2/kWh), który wymusiłby budowę większej liczby jednostek gazowych. W analizie wskazano wyższe o 1 mld zł średnioroczne koszty dla konsumentów. Jednak patrząc na szczegóły widać, że drożej będzie tylko na samym początku. Przykładowo w 2021 r. różnice w wysokości opłaty mocowej są rzędu 14 euro/MWh na korzyść scenariusza bez limitów, ale już w 2030 r. następuje odwrócenie trendu (różnice w opłacie są rzędu 2 euro/MWh). W 2030 r. widać też gwałtowny spadek wartości opłaty mocowej w obu scenariuszach. – Zakładamy, że w tym roku do systemu wejdzie elektrownia jądrowa – tłumaczy spadek Maciej Burny, sekretarz PKEE. Ale i atom (bez względu na to, kiedy się pojawi) też będzie wiązał się z dodatkową opłatą w rachunku.
Burny podkreśla, że zaletą scenariusza bez narzuconego limitu emisyjności jest mniejsze uzależnienie Polski od gazu bez względu na to, z jakiego kierunku będzie importowany.