Przedstawiono w nim cztery scenariusze rozwoju sektora do 2050 r. Dwa skrajne zakładają odpowiednio rozwój energetyki węglowej (m.in. dwie nowe odkrywki brunatnego paliwa i dwa bloki na 3 GW i 4 GW) i dynamiczny przyrost odnawialnych źródeł energii – do 73 proc. w krajowej produkcji (dostarczającej 160 TWh na 220 TWh zużycia). Pośrodku znajdują się dwa warianty zakładające dywersyfikację miksu paliw, przy czym jeden z nich zakłada budowę elektrowni jądrowej (maksymalnie 6 GW), a drugi pomija atom w systemie.
– Najmniejsze ryzyka wzrostu kosztów związanych z realizacją polityki klimatycznej generują dwa scenariusze zdywersyfikowane i trzeci, zakładający dynamiczny przyrost odnawialnych źródeł energii do poziomu 73 proc. krajowej produkcji – twierdzi Andrzej Rubczyński, ekspert Forum Energii. – Wariant dywersyfikacji z atomem jest najbliższy tego referencyjnego przedstawionego przez KE w 2016 r. Gdyby jednak decydowały tylko względy biznesowe, to ten scenariusz byłby trudny. Budowa elektrowni jądrowej to dziś bardziej decyzja polityczna niż biznesowa – tłumaczy Rubczyński.
Według niego oparte na rachunku ekonomicznym inwestycje najłatwiej uruchomić w ramach scenariusza OZE przez budowę najtańszych źródeł (farm słonecznych i wiatrowych) oraz wariantu zdywersyfikowanego bez atomu.
We wszystkich wariantach analizowanych przez FE koszty transformacji są na podobnym poziomie. Wahają się między 529 mld euro w perspektywie 2050 r. (w scenariuszu zdywersyfikowanym atomem) z 556 mld zł (w scenariuszu węglowym). W trzech scenariuszach – oprócz tego węglowego – porównywalny jest też koszt importu surowców (75–84 mld euro). Na sprowadzenie ich wydalibyśmy jednak najmniej w przypadku budowy elektrowni jądrowej.