Nie chodzi o wielkie liczby: w sumie odmownych decyzji było 150, z czego większość (135) wynika z „braku warunków technicznych przyłączenia do sieci", natomiast w 15 przypadkach zdecydowały „względy ekonomiczne".
– Brak technicznych możliwości oznacza, że w danym miejscu nie da się wprowadzić do sieci określonej przez inwestora mocy: przewody są zbyt cienkie albo odległości zbyt duże, może zbyt wysoka impedancja. Sieć w danym miejscu nie jest w stanie danej mocy przyjąć – tłumaczy w rozmowie z „Parkietem" Bogdan Szymański, prezes Stowarzyszenia Branży Fotowoltaicznej Polska PV. – Warunki ekonomiczne to z kolei sytuacja, w której sama sieć mogłaby przyjąć dodatkową moc, ale konieczne byłyby inwestycje, np. w modernizację głównego punktu zasilania (GPZ), czy pociągnięcie kabla, co nie ma ekonomicznego uzasadnienia – dodaje.
Jak podkreśla Szymański, ten lawinowy wzrost odmów wynika z dynamicznego rozwoju rynku: liczba projektów o takim charakterze rośnie po kilkakroć rok do roku.
– Boom na fotowoltaikę w Polsce zaczął się na dobrą sprawę, dopiero gdy ogłoszono system wsparcia dla dużych inwestycji w postaci aukcji OZE, które zastąpiły wcześniejsze tzw. zielone certyfikaty – uzupełnia Aneta Więcka, ekspertka Instytutu Energetyki Odnawialnej. Do tej pory odbyły się trzy takie aukcje, pierwsza w grudniu 2016 r. – Właśnie wówczas pojawiły się pierwsze instalacje o wielkości zasadniczo ok. 1 MW – podkreśla Więcka.
W ten sposób narodziła się szybko rosnąca branża, dla której rząd wydaje się zapalać zielone światło. – Dzięki energii odnawialnej nie tylko Kowalski, ale też każdy przedsiębiorca będzie mógł uzyskać status prosumenta: zapewni sobie stabilne, tanie źródło energii – zapewniała minister przedsiębiorczości Jadwiga Emilewicz podczas niedawnego kongresu „XXX lat polskiej przedsiębiorczości".