Rośnie import nawozów z Rosji

Wschodni producenci nawozów zapowiedzieli ekspansję w UE. W Polsce efekty już są widoczne.

Publikacja: 12.12.2017 05:15

Rośnie import nawozów z Rosji

Foto: materiały prasowe

W ciągu ostatnich pięciu lat import nawozów do Polski wzrósł o 55 proc., do 3,1 mln ton w 2016 r. W tym roku obserwujemy dalsze zwyżki. Jak podaje Izba Administracji Skarbowej w Warszawie, po trzech kwartałach 2017 r. zaimportowaliśmy już niemal 2,6 mln ton nawozów, czyli o 15 proc. więcej niż przed rokiem. Liderem była Rosja – licząc od 2012 r. import z tego kierunku wzrósł aż dwukrotnie. Na dalszych miejscach znalazły się Białoruś, Niemcy i Litwa. Na naszym rynku można było znaleźć także produkty z tak dalekich stron, jak Meksyk, Maroko czy Egipt.

Trudna konkurencja

– Konkurencja polskich producentów nawozów z wytwórcami ze Wschodu nie może zostać określona jako uczciwa – alarmuje Joanna Puškar z biura prasowego nawozowej Grupy Azoty. – Przede wszystkim jest to kwestia cen i dostępności surowców do produkcji. Gaz, który stanowi ponad połowę kosztów produkcji nawozów, dostępny jest w Polsce w cenach dużo wyższych niż na rynku wewnętrznym w Rosji – argumentuje Puškar. Producenci rosyjscy mają też dostęp do lokalnych złóż najlepszej jakości fosforytów, czyli apatytów. – Producenci pozaunijni nie są objęci wymaganiami środowiskowymi lub prawami pracy obowiązującymi w UE, które w oczywisty sposób podnoszą koszty produkcji – dodaje Puškar.

W ostatnim czasie ekspansję na unijny rynek zapowiedziały m.in. rosyjski PhosAgro, który od 2016 r. ma swoją bazę handlową w Warszawie, oraz Acron, który przed miesiącem uruchomił spółkę w Paryżu.

Foto: PARKIET

Dystrybutorzy tłumaczą, że o popularności nawozów decydują: cena i dostępność. – Importowane nawozy są zwykle o 5–15 proc. tańsze niż polskie, choć zdarzają się też produkty droższe. Dla rolników kluczowa jest jednak także dostępność produktu. W przypadku nawozów azotowych typu mocznik krajowe fabryki nie nadążają z produkcją i gdyby nie import, polscy rolnicy nie mieliby czym nawozić upraw – wyjaśnia Grzegorz Dworakowski, dyrektor ds. sprzedaży nawozów w firmie Barter.

Analitycy zwracają uwagę, że rynek nawozów jest rynkiem globalnym. – Wzrost importu w krótkim czasie powoduje zaburzenia na rynku, ale nie sądzę, żeby w dłuższym terminie mógł zagrozić polskim producentom – twierdzi Krystian Brymora, analityk DM BDM. Zauważa, że w ostatnich latach na rynku doszło do fundamentalnych zmian. USA – swego czasu największy na świecie importer nawozów azotowych – stały się samowystarczalne, a Chiny zamykają swoje instalacje przez decyzje środowiskowe i wysokie koszty węgla.

Nowe moce

– W mojej ocenie większym zagrożeniem dla polskich producentów niż import nawozów są zapowiedzi uruchomienia w połowie 2018 r. nowych mocy produkcyjnych nawozów saletrzanych na Węgrzech – dodaje Michał Kozak, analityk Trigon DM.

Mimo rosnącej konkurencji wzrost mocy produkcyjnych zapowiada Anwil z Grupy Orlen. Przekonuje, że w perspektywie kolejnej dekady będziemy mieli do czynienia z dalszym, rosnącym popytem na nawozy w Polsce. – Rozwój naszych mocy produkcyjnych umożliwi zatem zaspokojenie tego zapotrzebowania – zapewnia Olga Wieszczek, rzeczniczka Anwilu. Wejście w segment nawozów w listopadzie ogłosił Ciech.

Chemia
Azoty i aneks z bankami
Chemia
Polwax zapłaci miliony Orlenowi Projekt
Chemia
Jest nowy prezes Grupy Azoty. Ma ambitny plan ratunkowy
Chemia
Branża chemiczna z dużą ostrożnością patrzy w przyszłość
Chemia
Będą cła na nawozy z Rosji i Białorusi. Grupa Azoty częściowo zadowolona
Chemia
Azoty poprawiają wyniki. Nawozy ze wschodu nadal problemem