W skrócie – użytkownicy końcowi mogą teraz korzystać z FinPacku – otwiera to MZN drogę do czerpania od banków prowizji za pozyskiwanie kredytobiorców. W porównaniu z przychodami z dostarczania FinPacku pośrednikom to nieporównywalny potencjał.
O jakim torcie mowa? Rynek kredytów hipotecznych jest rozgrzany, w I półroczu udzielono ich na 24,7 mld zł, z czego 11,7 mld zł przeszło przez pośredników, których szacunkowe przychody z tego tytułu sięgają 235 mln zł (przyjmując, że banki płacą 2 proc. wartości kredytu). Rynek zdominowany jest przez Open Finance (załatwił bankom klientów na 4,4 mld zł kredytów, przy czym nie korzysta z FinPacku), Expandera (3,9 mld zł) i Notus Finanse (1,5 mld zł). Na tym tle należąca do MZN sieć Lendi to maluch – pośredniczyła w pozyskaniu 166 mln zł kredytów.
– W trakcie IPO zapowiadaliśmy stworzenie całościowej platformy pozwalającej wyszukać nieruchomość i pozyskać na nią bezpośrednio finansowanie. Kredyty hipoteczne to chyba ostatni element rynku finansowego, który nie przeszedł do online'u, chcemy zgarnąć premię za pierwszeństwo. Klasyczni pośrednicy oczywiście też mają tego świadomość, ale naszym atutem jest to, że mamy nieporównywalnie większy ruch na stronach internetowych – mówi Jarosław Święcicki, prezes MZN Property. Firma szacuje, że jej serwisy odwiedza 4,2 mln użytkowników miesięcznie wobec 130–170 tys. w przypadku Open Finance i Expandera.
Start platformy zbiega się jednak ze schłodzeniem na rynku mieszkaniowym. REAS prognozuje, że w 2018 r. na sześciu największych rynkach deweloperzy sprzedadzą 62,5 tys. lokali, o 14 proc. mniej niż w rekordowym ubiegłym roku.
– Nawet w koniunkturalnym dołku wartość kredytów hipotecznych sięgała kilkunastu miliardów złotych. Duzi pośrednicy muszą się liczyć z wahaniami, ale my mamy niską bazę – wskazuje Święcicki.