W ocenie Związku Banków Polskich prezydencki projekt ustawy dot. pomocy frankowiczom jest zbyt liberalny a pomoc powinna trafiać tylko do osób mających trudności ze spłatą kredytu. Według banków najbardziej niepokojące jest wprowadzenia do projektu ustawy tzw. Funduszu Konwersji, na który złożą się banki w wysokości proporcjonalnej do ich portfela hipotek walutowych. Z tego funduszu finansowane będą przewalutowania hipotek. Roczna maksymalna składka może wynieść 2,5 mld zł w skali całego sektora.

Bankowcy uważają, że słuszna jest pomoc osobom mającym problemy ze spłatą poprzez np. wydłużenie okresu i zwiększenie kwot wsparcia dla osób, które albo utraciły pracę lub mają niskie dochody z różnych przyczyn, także losowych. ZBP to popiera wskazując, że kredyty mieszkaniowe zaciągane są na lata, więc takie sytuacje mogą się zdarzyć. Jednak zdaniem banków wprowadzenie Funduszu Restrukturyzacyjnego wypacza socjalny charakter tej ustawy. – To przeistacza program w swoiste rozdawnictwo cudzych pieniędzy, bo tak należy nazwać te przepisy, które odnoszą się do automatycznego umarzania dużych kwot pożyczek, które są i tak już nieoprocentowane, wieloletnie, co samo w sobie stanowi daleko idące wsparcie – uważa Jerzy Bańka, wiceprezes ZBP.

Związek przekonuje, że nie ma uzasadnienia ze względu na obecną sytuację kredytobiorców frankowych dla wprowadzania proponowanego przez ustawę rozwiązania, która faworyzuje klientów zaangażowanych w kredyty frankowe względem złotowych. ZBP wskazuje, że raty kredytów frankowych są niższe lub nieznacznie wyższe niż porównywanych złotowych, a sytuacja ekonomiczna tych kredytobiorców jest lepsza, gdyż są to osoby najczęściej mające wysokie dochody. Osoba, która zaciągnęła kredyt we frankach w 2005 r. w stosunku do tej, która wzięła go w złotych jest w lepszej sytuacji, gdyż statystycznie oddała bankowi ok. 69 tys. zł mniej niż "złotówkowicz". To efekt niższych stóp procentowych, a więc i rat, w obsłudze kredytu we frankach.

Wcześniej także sami frankowicze narzekali na proponowaną ustawę, bo ich oczekiwania były wysokie, napędzane obietnicami polityków, którzy zaproponowali dwa lata temu przewalutowanie po kursie z dnia zaciągnięcia. - Z badań wynika, że zainteresowanie konwersją jest niewielkie – zaznaczył Bańka. Z przewalutowania, które skutkowałoby umorzeniem ok. 20 proc. długu, mogłoby skorzystać ok. 10 proc. frankowiczów. W przypadku PKO BP decydowały kryteria dochodowe -  oferta miałaby zostać skierowana do dłużników najbardziej obciążonych ratą, którzy na regulowanie wszystkich zobowiązań kredytowych wydają więcej niż 65 proc. miesięcznych dochodów. Ze wspomnianej grupy był mało kto zainteresowany – jeden z banków wskazywał, że w jego przypadku odzew był niemal zerowy.