Wczoraj w harmonogramie obrad Sejmu znalazł się punkt dotyczący ustawy frankowej. To wielkie zaskoczenie, bo jeszcze wiosną prace nad nią wygasły równie nagle jak zostały wznowione na początku roku. Ujawniony wczoraj powrót do prezydenckiego projektu, przedstawionego jeszcze w sierpniu 2017 r., oznaczał, że frankowicze mogli znowu liczyć korzystniejsze warunki przewalutowania, a nad banki wróciło widmo nawet ponad 2 mld zł kosztów rocznie.
Jednak nadzieje frankowiczów i obawy banków mogą być przedwczesne, bowiem z projektu ma zostać wykreślony kluczowy zapis powołujący fundusz konwersji, na który mają składać się banki mające hipoteki frankowe i z którego miałoby być finansowane ich przewalutowanie.
- Zgłosiłem zamiar i rozważamy w klubie poselskim zaproponowanie takiej poprawki. Dzięki temu moglibyśmy ustawę wprowadzić, bo pamiętajmy, że fundusz konwersji wzbudził spore kontrowersje i byłoby niedobrze, gdyby przez to nie udałoby się wprowadzić zapisów bardzo ułatwiających korzystanie z funduszu wsparcia kredytobiorców - mówi nam Tadeusz Cymański z PiS, przewodniczący sejmowej podkomisji ds. kredytów frankowych.
Przy maksymalnej stawce w pierwszym pełnym roku fundusz konwersji kosztowałby sektor do 2,5 mld zł. Mechanizm ten wzbudzał kontrowersje nie tylko dlatego, że zakłada wyłączenie ze składek banków w programach naprawczych (a jednym z nich, obok małego BOŚ, jest Getin Noble, który był jednym z najbardziej agresywnych sprzedawców hipotek frankowych). Sprzeciw budził też zapis o możliwym wykorzystaniu składek banków nieprzewalutowujących kredytów przez te banki, które to robią. Pojawiały się zarzuty o pomocy publicznej, zagraniczne banki groziły arbitrażem.
Sejm zajmie się projektem o godz. 22:30. Jutro podczas posiedzenia Sejmu mają być zadawane pytania przez posłów i dyskutowane będą poprawki.