Łącznie siedem poprawek zgłosili posłowie do prezydenckiego projektu ustawy frankowej. De facto trzy, ale ze względów technicznych rozpisano je na siedem punktów. W czwartek zajmowała się nimi Komisja Finansów Publicznych i przyjęła wszystkie.
Najważniejsza – o czym pisaliśmy już wczoraj – dotyczy usunięcia zapisu powołującego tzw. fundusz konwersji. Składać się na niego miały banki mające hipoteki walutowe i miały być z niego finansowanie ich przewalutowania. Obecnie jest 466 tys. umów mieszkaniowych kredytów frankowych wartych 100 mld zł, spłaca je 812 tys. Polaków (głównie małżeństw). Oznacza to, że na razie nie mogą liczyć na mechanizm, który zmusi banki do oferowania im korzystniejszych warunków przewalutowania niż obecny kurs rynkowy. Z kolei dla banków to dobra informacja, bo przy maksymalnej stawce fundusz konwersji mógłby kosztować je w pierwszym pełnym roku nawet 2,5 mld zł. Przedstawiciele opozycji podczas czwartkowego posiedzenia KFP domagali się odpowiedzi, dlaczego nagle posłowie PiS wycofali się z funduszu konwersji, który stanowił podstawę ustawy w zakresie przewalutowań hipotek. - Zdajemy sobie sprawę, że ustawa ta nie rozwiązuje głównego problemu w tym obszarze. Nie udało się nikomu: członkom komisji, frankowiczom, urzędnikom Kancelarii Prezydenta ani bankom wypracować odpowiedniego rozwiązania oraz określić kryteria i warunki konwersji - mówił Tadeusz Cymański, przewodniczący podkomisji sejmowej ds. ustawy frankowej.
Pozostawiono zapisy projektu dotyczące drugiego ważnego funduszu – wsparcia kredytobiorców (zarówno złotowych jak i walutowych) – który powstał cztery lata temu i dzięki składkom banków ma około 600 mln zł.