W swojej strategii Pekao zakłada, że ROE (zwrot z kapitałów własnych) w przyszłym roku wzrośnie do 12,5 proc. z około 10 proc. zakładanych na ten rok. Bank podtrzymywał przez wiele miesięcy ten cel mimo że pojawiały się kolejne negatywne informacje dla sektora i stawał się on coraz bardziej ambitny. Teraz przyznaje, że konieczna może być korekta w dół.

- Jesteśmy w fazie oszacowania wpływu na wyniki wyroku TSUE dotyczącego kredytów konsumenckich oraz składek na Bankowy Fundusz Gwarancyjny. Oba te czynniki spowodują koszty, będą one większe, niż się spodziewaliśmy. Zastanawiamy się jak je skompensować te regulacyjne wydatki, ale na pewno nie będzie to łatwe, bo przedstawione cele już bez nich były ambitne – mówi Tomasz Kubiak, wiceprezes Pekao.

Wzrost ROE do 12,5 proc. musiałby przy obecnych kapitałach banku oznaczać zwiększenie zysku netto do 3 mld zł. Średnia prognoz zebranych przez Bloomberga zakłada, że w tym roku bank wypracuje niecałe 2,3 mld zł zysku, po trzech kwartałach ma 1,48 mld zł zarobku, czyli o 3,7 proc. mniej niż rok wcześniej. Jeśli udałoby się powtórzyć w IV kwartale wynik z III kwartału, zysk w całym roku wyniósłby 2,14 mld zł. Analitycy od wielu miesięcy wątpili w to, że bez zdarzeń jednorazowych Pekao uda się zwiększyć zysk netto aż około 850 mln zł. Średnia prognoz wskazuje, że w 2020 r. Pekao zarobi „tylko" około 2,6 mld zł netto.

Czytaj także: Pekao zapowiada duży wzrost zysku, ale rynek nie wierzy

Z powodu wyroku TSUE w sprawie zwrotu prowizji w przypadku wcześniejszych spłat kredytów konsumenckich wynik odsetkowy Pekao w skali roku może być niższy o kwotę do 100 mln zł netto. Z kolei spadek kosztów składek Pekao na BFG nie będzie aż tak duży jak bank się wcześniej spodziewał (liczono na 100 mln zł). Zarząd podtrzymał inne cele strategii takie jak np. zejście wskaźnika C/I do poziomu poniżej 40 proc. czy wzrost dochodów komercyjnych o 10 proc. rocznie.