Czynnikiem, który nieustannie od dłuższego czasu koncentruje na sobie uwagę inwestorów, jest kierunek polityki pieniężnej amerykańskiej Rezerwy Federalnej. I nadal stanowi on największą niewiadomą. Ze strony przedstawicieli władz monetarnych płynie coraz więcej gołębich przekazów. Zwiększa się grono osób uznających, że obecna wysokość stóp procentowych jest na poziomie odpowiednim, by inflacja w Stanach Zjednoczonych mogła stopniowo zmierzać do wyznaczonego celu, a gospodarka nie doznała uszczerbku. Oficjalne stanowisko Fed zakłada jednak kontynuację wyważonego, ale jednak restrykcyjnego kursu, dopóki kwestia spadku inflacji nie będzie budziła żadnych wątpliwości. Tradycyjny przekaz brzmi nieustannie „dalsze kroki zależeć będą od napływających danych”. Problem w tym, że napływające dane nie są jednoznaczne, a jeszcze bardziej niejednoznaczne są reakcje inwestorów. Amerykańska gospodarka wciąż zdaje się wyjątkowo odporna na negatywne czynniki, a działania Fed nie robią na niej wrażenia. Już wcześniej swoją siłę potwierdzał rynek pracy, a w ostatnich dniach pojawiły się zaskakująco dobre informacje dotyczące sprzedaży detalicznej i produkcji przemysłowej. Teoretycznie powinny one sugerować podwyżkę stóp procentowych, jednak rynkowe oczekiwania na tego typu ruch wyraźnie poszły w dół. Panuje przekonanie, że w listopadzie koszt pieniądza pozostanie bez zmian, a ostatnia podwyżka stóp może nastąpić dopiero w styczniu 2024 r., a i w tym drugim przypadku prawdopodobieństwo szacowane jest jedynie na 60 proc.
Zupełnie odmienne wydają się oczekiwania inwestorów działających na rynku długu. Rentowność amerykańskich obligacji skarbowych zdecydowanie idzie w górę, sugerując oczekiwania dalszego zaostrzania polityki pieniężnej. Rentowność dziesięciolatek w ostatnich dniach przekraczała momentami 4,92 proc., osiągając poziom najwyższy od lipca 2007 r. Kontynuowany jest więc nadal rozpoczęty w sierpniu 2020 r. trend wzrostowy, startujący z poziomu 0,5 proc. Jeszcze mocniej zwyżkuje rentowność obligacji o dwuletnim terminie wykupu, zbliżając się do 5,25 proc. i plasując się najwyżej od lipca 2006 r. Znacznie słabsza była reakcja rynku walutowego. Dollar Index minimalnie korygował trwającą od lipca tendencję wzrostową, w wyniku której wzrósł o ponad 7 proc. Nie ma jednak mowy o jej zmianie, choć nieco zastanawiające jest, że dolar nie zyskuje mimo silnego wzrostu napięcia geopolitycznego na Bliskim Wschodzie. Jego ewentualna eskalacja może popchnąć dolara mocniej w górę.
Odzwierciedleniem wspomnianej niepewności co do kierunku i tempa zmian w amerykańskiej polityce monetarnej wydaje się mocno obniżona zmienność notowań na Wall Street. Do środy średnia przemysłowa niemal nie uległa zmianie, a próby wyjścia w górę drugi tydzień z rzędu skończyła się niepowodzeniem. Nieco podobnie było w przypadku S&P 500, który tracił 0,3 proc. O 0,7 proc. w dół szedł Nasdaq Composite.
Nieco bardziej wyraziście przebiega korekta na głównych parkietach naszego kontynentu. Do środy indeks giełdy we Frankfurcie tracił 0,6 proc., a tamtejsze niedźwiedzie zdają się szykować do ponownego ataku na poziom 15 000 punktów. Paryski CAC40 zniżkuje piąty tydzień z rzędu, tym razem o 0,5 proc., przełamując w dół poziom 7000 punktów. Londyński FTSE 250 tracił 0,3 proc., schodząc poniżej 17 500 punktów. Przed kontynuacją tendencji spadkowej broni się szeroki Stoxx Europe 600.