Kiedy trzeba będzie obwieścić koniec trendu wzrostowego?

Nie pierwszy raz w tym roku inwestorzy stoją w obliczu korekty spadkowej po wcześniejszej silnej zwyżce kursów. W jaki sposób wskazać moment, w którym rozsądne będzie pozbycie się akcji? Z pomocą przychodzi analiza techniczna

Publikacja: 08.08.2009 10:04

Kiedy trzeba będzie obwieścić koniec trendu wzrostowego?

Foto: PARKIET

W ostatnich dniach na warszawskiej giełdzie zadomowiły się gorsze nastroje. Nie jest to o tyle zaskakujące, że po okresie nieprzerwanego trzytygodniowego marszu indeksów w górę, zadyszka jest zrozumiała.Korekta jest też uzasadniona w szerszym kontekście. Sytuacja, w której ekonomiści zaczynają w końcu – blisko pół roku po rozpoczęciu zwyżki przez wskaźniki wyprzedzające koniunktury, takie jak PMI – dostrzegać wychodzenie gospodarki z opresji, zgodnie z przewrotną naturą giełdy jest również i tym razem pretekstem do korekty, niż do przyspieszenia trendu zwyżkowego.

Niewątpliwie okres niwelowania najbardziej skrajnego niedowartościowania walorów powstałego w czasie kryzysu finansowego jest już za nami, ale czy oznacza to, że potencjał wzrostowy na dobre się wyczerpał? Czy warto czym prędzej pozbyć się akcji? Spróbujmy odpowiedzieć na te pytania, posługując się analizą techniczną.

[srodtytul]Analiza techniczna każe czekać na sygnały[/srodtytul]

Z tego punktu widzenia korekta spadkowa nie jest sama w sobie powodem do sprzedaży akcji, dopóki nie pojawią się wiarygodne sygnały zakończenia średnioterminowego trendu wzrostowego trwającego od lutego. Innymi słowy, dopóki skala korekty nie jest groźna na tle poprzedzającej ją fali wzrostowej, dopóty posiadacze akcji mogą spać spokojnie (co nie znaczy, że nie warto pilnie obserwować sytuacji na rynku).

Jak przełożyć te ogólnikowe stwierdzenia na bardziej konkretne zasady transakcyjne? Kluczowe jest wskazanie poziomu wsparcia, którego przebicie należałoby traktować jako sygnał załamania trendu, a więc impuls do sprzedaży akcji. Sposoby wskazania tego poziomu są różnorodne.Najbardziej aktywni inwestorzy mogą szukać wsparcia dla WIG-u na wysokości czerwcowego szczytu (32 363 pkt), tym bardziej że obecnie pokrywa się ono z linią trendu wzrostowego poprowadzoną po dołkach z lutego i lipca.

Pod względem wiarygodności sygnałów podejście takie wydaje się jednak niezbyt uzasadnione. Podobne pojawiły się już w połowie czerwca (WIG spadł poniżej majowego szczytu oraz linii tendencji zwyżkowej) i były nietrafne. Świadczyły co najwyżej o chwilowej zadyszce kupujących, ale – jak widać – nie o całkowitym załamaniu trendu wzrostowego.

Z teoretycznego, jak i praktycznego punktu widzenia bardziej wiarygodna jest technika polegająca na wyznaczaniu poziomów wsparcia na wysokości poprzednich lokalnych dołków. Warto zwrócić uwagę, że np. nieudany atak na majowy dołek w połowie lipca był wstępem do kolejnej fali hossy. Pojawia się jednak pytanie – w jaki sposób sprecyzować poziomy, które należy traktować jako wiarygodne dołki?

[srodtytul]Ruchoma linia obrony się sprawdza[/srodtytul]

Kilka miesięcy temu zaproponowałem technikę, która użyteczna jest również obecnie, a polega na wyznaczaniu wsparcia w oparciu o zasięg poprzedniej korekty spadkowej.

W ten sposób krok po kroku powstaje na wykresie WIG-u tzw. ruchoma linia obrony kapitału (jej przebicie byłoby sygnałem do realizacji zysków). Analiza danych z ostatniego pół roku sugeruje, że dobrze sprawdza się przy tym „zasada 3 procent”. Wyjaśnijmy tę pozornie skomplikowaną technikę krok po kroku. Załóżmy, że rozpoczynamy rysowanie linii obrony po odbiciu WIG-u od lutowego dołka (patrz wykres). Dopóki nie zostanie ona przebita, przedłużamy ją w prawo na skali czasu.

Jak jednak widać na wykresie, w pewnym momencie linia ta przenosi się na wyższy poziom. Z czego to wynika? Jeśli w tzw. międzyczasie WIG osunie się o przynajmniej 3 proc. względem szczytu trendu wzrostowego (nie przebijając jednak dotychczasowej linii obrony), a następnie się odbije w górę i przebije ów szczyt, to linia przesuwa się w górę do poziomu „nowego” dołka, który wyznaczyło wspomniane osunięcie indeksu o przynajmniej 3 proc.W ten sposób linia obrony, przesuwając się w górę, gwarantuje uratowanie coraz większej części zysków w razie załamania trendu wzrostowego.

Parametr 3 proc. zastosowany w tej technice jest przy tym dobrany dość arbitralnie (tak by nie dopuścić do przedwczesnego wycofania się z rynku, a jednocześnie wystarczająco szybko zareagować na wymykającą się spod kontroli korektę). Można by równie dobrze narysować linię obrony opartą np. na regule 5 proc. (tyle że wtedy trzeba by się pogodzić z ryzykiem większych potencjalnych strat).

[srodtytul]Do poziomu wsparcia wciąż daleko[/srodtytul]

Kluczowe jest to, że obecnie – mimo trwającej korekty – WIG znajduje się wciąż w bezpiecznej odległości od ruchomej linii obrony (patrz wykres), która przebiega na wysokości lipcowego dołka (29 611 pkt). Dopiero jego przebicie byłoby sygnałem do realizacji zysków. Tak spory dystans z jednej strony oznacza stosunkowo duże potencjalne straty w razie czarnego scenariusza i nieprzerwanej wyprzedaży.

Z drugiej strony, sytuacja ta ma też pewne plusy. WIG ma bowiem duże pole manewru, by odbić się po korekcie spadkowej, zanim dojdzie do przebicia linii obrony. Jeśli później indeks przebije lipcowy szczyt, to linia obrony przesunie się sporo w górę.

To na razie jednak tylko luźne hipotetyczne rozważania. Obecnie liczy się to, że dopóki WIG nie sforsuje wsparcia, trudno obwieszczać koniec trendu wzrostowego.

[ramka][b][link=http://www.parkiet.com/galeria/32,2,838612.html]Gospodarka dopiero na początku fazy wzrostu?» [/link][/b]

Mimo pokaźnej skali dotychczasowej zwyżki na warszawskim parkiecie (WIG jest ponad 60 proc. powyżej lutowego dołka), z fundamentalnego punktu widzenia trudno byłoby zakładać, że długoterminowy potencjał wzrostowy całkowicie się wyczerpał.Świadczą o tym dwa fakty. Po pierwsze, mimo szybkiego wzrostu w ostatnich miesiącach, wskaźniki takie jak roczna dynamika produkcji przemysłowej czy też PMI dla przemysłu, są nadal daleko od historycznych szczytów cyklu koniunkturalnego. Przykładowo PMI jest dopiero niewiele powyżej poprzednich dwóch dołków cyklu (z lat 1999 i 2001).Po drugie, równie niskie są ciągle wyceny akcji. Blisko 40 proc. spółek na warszawskiej giełdzie jest notowanych poniżej wartości księgowej (według danych GPW), która stanowi najbardziej konserwatywną miarę wartości fundamentalnej i nie uwzględnia obecnej wartości przyszłych zysków przedsiębiorstw. Jeśli koniunktura gospodarcza będzie się nadal poprawiała, to ten stan rzeczy będzie nie do utrzymania – wyceny będą musiały dalej iść w górę. Na wykresie widać jednoznacznie, że są ściśle związane z koniunkturą gospodarczą. Współczynnik korelacji między oboma parametrami wynosi aż 0,93, co oznacza bardzo silną statystyczną zależność.Na pierwszy rzut oka z wnioskami tymi kłóci się coraz wyższy poziom wskaźników cena/zysk (w przypadku małych spółek średni C/Z przekracza 50), ale są one mniej wiarygodne niż C/WK. Powód jest prosty – załamanie zysków spółek jest normą w okresie, gdy gospodarka sięga dna. Wyniki finansowe zaczynają się zwykle poprawiać ze znacznym opóźnieniem w stosunku do wzrostu kursów akcji, który dyskontuje ożywienie gospodarcze.[/ramka]

Analizy rynkowe
Spółki z potencjałem do portfela na 2025 rok. Na kogo stawiają analitycy?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Analizy rynkowe
Prześwietlamy transakcje insiderów. Co widać między wierszami?
Analizy rynkowe
Co czeka WIG w 2025 roku? Co najmniej stabilizacja, ale raczej wzrosty
Analizy rynkowe
Marże giełdowych prymusów w górę
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Analizy rynkowe
Tydzień na rynkach: Rajd św. Mikołaja i bitcoina
Analizy rynkowe
S&P 500 po dwóch bardzo udanych latach – co dalej?