Hossa na GPW ma już trzy lata, ale ciągle nie jest bez szans

Z okazji trzeciej rocznicy rozpoczęcia obecnej hossy na GPW – najdłuższej od 2007 r. – przyglądamy się szansom jej kontynuacji. Jeśli wierzyć historycznym standardom, do jej definitywnego zakończenia brakuje wysokich wycen akcji, oznak przegrzania w gospodarkach, czy też euforii w funduszach. A co z kluczowym dla hossy dolarem?

Publikacja: 17.10.2025 06:00

Hossa na GPW ma już trzy lata, ale ciągle nie jest bez szans

Foto: AdobeStock

Po trzech latach hossy nadal nie jest drogo

Po trzech latach hossy nadal nie jest drogo

Po trzech latach hossy nadal nie jest drogo

Foto: ŹRÓDŁO: QNEWS.PL, GPW, BLOOMBERG, MSCI

Zgodnie z klasyczną regułą „kupuj tanio, sprzedawaj drogo”, najważniejszym kryterium zaawansowania hossy są, w ostatecznym rozrachunku, wskaźniki wyceny. W pierwszej chwili, intuicyjnie, wydawać by się mogło, że po trzech latach trendu wzrostowego na GPW polskie akcje muszą być już nieuchronnie drogie. Nasze wyliczenia raczej przeczą jednak takiemu przypuszczeniu. Nasz zagregowany wskaźnik wyceny, bazujący na czterech najbardziej popularnych miarach (cena/prognozowane zyski, cena/wartość księgowa, EV/EBITDA, EV/sprzedaż), dopiero ostatnio wspiął się powyżej poziomu neutralnego. Na takim pułapie nie zakończyła się żadna hossa w przeszłości, w tym ta rekordowa zakończona w 2007 r., gdy nasz wskaźnik oderwał się w górę o niemal trzy odchylenia standardowe od poziomu neutralnego. Dlaczego polskie akcje nie są jeszcze drogie? Odpowiedź jest prosta – bo trzy lata temu startowały z rekordowo niskiego pułapu, przynajmniej, jeśli chodzi o naszą zagregowaną miarę, która wtedy była ponad dwa odchylenia standardowe poniżej średniej. Czyli niżej niż nawet w punkcie kulminacyjnym globalnego kryzysu finansowego na początku 2009 r., oraz wyraźnie niżej niż w trakcie pandemicznego krachu w marcu 2020 r. Oczywiście, z drugiej strony, po trzech latach hossy nie da się już obiektywnie powiedzieć, że polskie akcje są tanie – największe okazje są już zdecydowanie za nami.

Czytaj więcej

Nie szukajmy dziury w całym. Hossa na GPW wciąż ma mocne argumenty

Brak klasycznych oznak przegrzania gospodarek

Brak klasycznych oznak przegrzania gospodarek

Brak klasycznych oznak przegrzania gospodarek

Foto: ŹRÓDŁO: QNEWS.PL, GPW, BLOOMBERG

Klasycznie hossa dobiega końca, gdy wskaźniki koniunktury gospodarczej – takie jak przemysłowe indeksy PMI – zaraz zaczną zakręcać w dół z wyśrubowanego poziomu, lub też już zdążyły wyprzedzająco wykonać taki zwrot (jak w 2007 r.). Niemal żadna hossa na GPW nie dobiegła końca, zanim pokazana na wykresie średnia z PMI w Polsce i strefie euro przekroczyła próg około 56 pkt, sygnalizując przysłowiowe przegrzanie gospodarek i szczyt cyklu koniunkturalnego (jedyny wyjątek – mocno spłaszczona hossa z lat 2012-15; nawet wtedy jednak średni PMI zbliżył się do wspomnianego pułapu). Czy to kryterium końca cyklu w gospodarce i na giełdzie jest spełnione obecnie? Absolutnie nie. Wskaźniki PMI w Polsce i strefie euro od 2023 r. mozolnie się wspinają. We wrześniu wynosiły średnio niecałe 49 pkt. To ciągle relatywnie niska wartość, mogąca świadczyć o tym, że cykl gospodarczy jest raczej we wczesnej, a nie mocno zaawansowanej fazie. Co mogłoby być paliwem do dalszej wspinaczki wskaźników koniunktury? Choćby niższe stopy procentowe, których pozytywny wpływ na gospodarki widać zwykle z pewnym opóźnieniem. Przykładowo, w naszym kraju po ostatnich kilku tegorocznych cięciach kosztów pieniądza widać już ożywienie w kredytach hipotecznych, a przecież cykl obniżek zapewne nie został jeszcze zakończony. Czyli faza przegrzania w gospodarkach ciągle teoretycznie przed nami?

Reklama
Reklama

Czytaj więcej

Trzy lata hossy w Warszawie. Co dalej?

Gdzie klasyczna euforia w funduszach akcji?

Gdzie klasyczna euforia w funduszach akcji?

Gdzie klasyczna euforia w funduszach akcji?

Foto: ŹRÓDŁO: QNEWS.PL, GPW, IZFIA

Kolejna klasyczna reguła giełdowa – hossa kończy się w atmosferze euforii wśród inwestorów indywidualnych, której najbardziej obiektywną oznaką są silne napływy kapitału do funduszy akcji. Ta reguła kojarzyć się może w pierwszym rzędzie z wielką hossą zakończoną w 2007 r., ale w pewnym stopniu (choć może nie aż tak spektakularnym) obserwować ją można było również w bardziej nam współczesnych realiach postpandemicznych. Na wykresie pokazujemy, że szczyt poprzedniej hossy w końcówce 2021 r. zbiegł się w czasie z wyjściem 12-miesięcznego salda wpłat i umorzeń na poziom kilkuset milionów złotych na plusie. Co ciekawe, już samo wyjście tego wskaźnika przepływów nad kreskę w połowie 2024 r. wystarczyło, by obecna hossa dostała największej, jak dotąd zadyszki. Czy teraz to kryterium silnego optymizmu jest już spełnione? Zdecydowanie nie. Do wyjścia wskaźnika przepływów na plus ciągle daleka droga – po wrześniu wynosił -876 mln zł, a więc był głęboko pod kreską. Jedyny pozytywny jak na razie akcent to fakt, że wskaźnik ten zaczął w ostatnich miesiącach wreszcie odbijać od dna. Ponieważ jednak to dno było położone tak nisko (nawet nieco niżej niż w dołku sprzed trzech lat), to ożywienie jest nadal w bardzo wczesnej fazie według historycznych standardów. Być może szansą na dalszą poprawę przepływów są trwające obniżki stóp procentowych, które będą skutkować coraz niższą rentownością (i konkurencyjnością) instrumentów dłużnych.

Wiele zależy od dolara – ten jeszcze ma czas na dalszą deprecjację?

Wiele zależy od dolara – ten jeszcze ma czas na dalszą deprecjację?

Wiele zależy od dolara – ten jeszcze ma czas na dalszą deprecjację?

Foto: ŹRÓDŁO: QNEWS.PL, BLOOMBERG

Nie jest tajemnicą, że dalsze losy hossy na GPW są uzależnione od kontynuacji osłabienia dolara względem złotego, jak i koszyka walut – słabszy dolar to z reguły automatycznie lepsza relatywna postawa rynków wschodzących, do których nasza giełda również jest oficjalnie zaliczana. Największym zagrożeniem dla trendu wzrostowego na GPW byłaby więc fala aprecjacji amerykańskiej waluty, która często bywa oznaką awersji do ryzyka na globalnych rynkach. W tym roku naszej rodzimej hossie pomógł w dużym stopniu chaos w polityce gospodarczej USA, który doprowadził do niechęci inwestorów do dolara. Uwagę zwracało to, że w trakcie kwietniowej zawieruchy wywołanej przez cła Trumpa notowania dolara nie chciały rosnąć, jak podczas klasycznych wstrząsów rynkowych. Później dolarowi nie pomagały też zapowiedzi poluzowania fiskalnego („Wielka Piękna Ustawa Podatkowa”) i dalszego nieokiełznanego wzrostu zadłużenia USA. Czy ta tendencja ma jeszcze szanse na kontynuację? Tak, jeśli wierzyć historycznej analogii, o której pisaliśmy po raz pierwszy na początku tego roku. Ścieżka deprecjacji dolara z drugiej kadencji prezydenta Trumpa do złudzenia przypomina ciągle wydarzenia z pierwszej kadencji. Jeśli ta analogia się utrzyma, to czeka nas jeszcze jedna, finałowa fala osłabienia dolara, której punkt kulminacyjny mógłby nastąpić w I kwartale 2026. To pozwoliłoby jeszcze przedłużyć hossę na GPW.

Tomasz Hońdo, CFA starszy ekonomista, Quercus TFI

Analizy rynkowe
Spółki z GPW dostrzegły potencjał w dronach. Jakie mają plany?
Materiał Promocyjny
W poszukiwaniu nowego pokolenia prezesów: dlaczego warto dbać o MŚP
Analizy rynkowe
Nowojorskie indeksy tuż przy szczytach. Atak czy zwrot?
Analizy rynkowe
Amerykańskie indeksy biją rekordy, choć na rynkach panuje „strach”
Analizy rynkowe
Hossa dała solidnie zarobić posiadaczom akcji mniejszych firm
Materiał Promocyjny
Stacje ładowania dla ciężarówek pilnie potrzebne
Analizy rynkowe
mWIG40 niczym S&P500 - trend wyznacza garstka spółek
Analizy rynkowe
Drill, baby, drill. Gdzie zatrzymają się spadki ropy?
Reklama
Reklama