Osiąganie nowych rekordów przychodzi z coraz większą trudnością

Szybki odwrót kupujących po sforsowaniu październikowych maksimów nie jest jeszcze równoznaczny z końcem trendu wzrostowego - pisze Tomasz Hońdo

Publikacja: 21.11.2009 10:08

Pieniądze

Pieniądze

Foto: Fotorzepa, Dariusz Majgier dm Dariusz Majgier

Miniony tydzień trudno uznać za udany dla posiadaczy akcji. Podczas gdy jeszcze w poniedziałek WIG i WIG20 triumfalnie sforsowały październikowe szczyty, to zapał do zakupów okazał się jeszcze mniej trwały niż cztery tygodnie wcześniej, po przebiciu sierpniowych maksimów. Praktycznie zaraz po ustanowieniu nowego tegorocznego rekordu, indeksy zaczęły mocno iść w dół.

Rozczarowanie takim rozwojem wydarzeń nie powinno jednak prowadzić do zbyt pesymistycznych wniosków. Zgodnie z regułą mówiącą, że w trendzie wzrostowym najważniejsze są poziomy wsparcia, o załamaniu pozytywnej tendencji można będzie mówić dopiero wówczas, gdy WIG przebije listopadowy dołek (37 391 pkt). Jak sugerujemy w tekście poniżej, warto również wnikliwie obserwować sytuację na wykresie indeksu sWIG80.Pocieszające jest, że mimo trudności z kontynuacją zwyżki na GPW, nie gasną pozytywne czynniki fundamentalne, o czym przekonują ostatnie dane o produkcji przemysłowej.

[ramka][b]Fundamenty. Do szczytów cyklu daleko[/b]

Dla inwestorów podejmujących decyzje na podstawie czynników makroekonomicznych najważniejszym wydarzeniem minionego tygodnia była publikacja danych o październikowej produkcji przemysłowej w naszym kraju. Jak się okazało, przemysł podąża niezmiennie w kierunku pożądanym przez posiadaczy akcji. Roczny wzrost produkcji wyrównanej sezonowo znalazł się wreszcie na plusie – po raz pierwszy od października 2008 r. (wyniósł 0,6 proc.).

Blisko wyjścia nad kreskę jest też inny monitorowany przez nas parametr: trzymiesięczna średnia krocząca z rocznej dynamiki produkcji (zastosowanie średniej pozwala „wygładzić” dane) – obecnie wynosi ona -0,8 proc. To także osiągnięcie najlepsze od roku i jednocześnie zdecydowana odmiana w porównaniu z najgorszym okresem spowolnienia gospodarczego.

Jak widać na wykresie, obserwowana od dawna korelacja między dynamiką produkcji i dynamiką WIG cały czas obowiązuje. Jednocześnie widać, że dane o produkcji są wciąż na historycznie niskim poziomie. Wspomniana trzymiesięczna średnia krocząca (nazwijmy ją uśrednioną dynamiką produkcji) wspięła się dopiero na wysokość poprzednich dwóch dołków cyklu koniunkturalnego (z połowy 2002 r. i z maja 2005 r.).

Innymi słowy, gdyby traktować dane historyczne jako wskazówkę, to przemysł jest dopiero na początku fazy ożywienia. Do historycznych szczytów koniunktury jest ciągle daleko. W przeszłości faza wzrostowa w przemyśle trwała do momentu, gdy uśredniona dynamika produkcji znalazła się na wysokości przynajmniej 14 – 15 proc. Nawet gdyby odreagowanie w przemyśle postępowało tak szybko jak w tym roku (od lutowego dołka uśredniona dynamika produkcji rosła średnio 1,3 pkt proc. miesięcznie), to aby dotrzeć do historycznych maksimów cyklu koniunkturalnego, przemysł musiałby rosnąć jeszcze dziesięć miesięcy. Oznaczałoby to, że faza wzrostowa w gospodarce dobiegnie końca najwcześniej w lecie 2010 r.

Jak zależności te przełożyć na rynek akcji? Po pierwsze, jak widać na wykresie, szczyty hossy na giełdzie (rozumiane jako maksimum rocznej dynamiki WIG) niemal idealnie pokrywały się w przeszłości ze szczytami koniunktury w przemyśle. Można więc założyć, że jeśli gospodarka ma rosnąć do lata 2010 r., to w tym czasie na nowe maksima powinna się też wspinać roczna dynamika WIG. Jest też jeszcze jeden ważny wniosek. Żadna bessa na GPW (rozumiana jako spadek WIG przekraczający 25 proc. i trwający minimum rok) nie zaczęła się, zanim uśredniona dynamika produkcji nie przekroczyła 14 proc. Innymi słowy, musi minąć jeszcze sporo czasu, zanim zostanie spełniony podstawowy warunek wstępny wielomiesięcznego załamania na giełdzie.

Aby jednak przestrzec przed przekładaniem tych długoterminowych reguł na krótkoterminowe prognozy zachowania rynku akcji, przytoczmy jeszcze jeden fakt. Wzrost w przemyśle nigdy nie gwarantował, że nie dojdzie do korekt spadkowych na giełdzie. Najgorsze z nich wystąpiły w pierwszej połowie 2002 r., jesienią 2003 r. oraz w maju 2006 r.).[/ramka]

[ramka][b]Analiza techniczna. Podobnie jak w 2003 r.?[/b]

W ostatnich tygodniach pisałem, że warto zwracać szczególną uwagę na zachowanie kojarzonego z małymi spółkami indeksu sWIG80, który już nieraz okazał się „wyrocznią” dla wydarzeń na całym rynku (wzrost jego siły relatywnej o półtora miesiąca wyprzedził początek hossy w lutym, a w połowie roku bez szwanku przeszedł korektę, która w przypadku WIG20 przerodziła się w błędny sygnał techniczny w postaci formacji głowy z ramionami). Także i tym razem monitorowanie sytuacji na wykresie sWIG80 okazuje się użyteczne. Od połowy września mamy do czynienia z tzw. dywergencją (rozbieżnością) w zachowaniu sWIG80 i WIG20 (a także WIG).

Ten drugi indeks już dwa razy atakował poprzednie tegoroczne szczyty, by zaraz po ich zdobyciu poddawać się silnej korekcie. Najpierw sforsował sierpniowe maksimum (2317 pkt), ale euforia trwała zaledwie parę dni. Później w połowie bieżącego miesiąca znów przystąpił do ataku, wspinając się na wysokość 2429 pkt, ale i tym razem byki szybko zrezygnowały z walki. Efekt jest taki, że WIG20 ciągle tkwi na poziomie sierpniowego maksimum.

Co jednak ciekawe, takiej „szamotaniny” wcale nie widać na wykresie sWIG80. Tutaj sytuacja jest klarowna – indeks od prawie trzech miesięcy znajduje się w trendzie bocznym, którego granice wyznacza szczyt z sierpnia (11 641 pkt) oraz dołek z początku września (10 736 pkt). Podobnie jak w przeszłości, indeks darował inwestorom błędne sygnały w postaci ataku na sierpniowy szczyt. Sygnały, bez których tradycyjnie nie obyło się za to na wykresie chwiejnego WIG20.

Na tej podstawie można dojść do kluczowego wniosku – nie ma sensu ekscytować się ewentualnymi nowymi szczytami (lub dołkami) na wykresie WIG20 (a nawet WIG), dopóki nie zostaną one potwierdzone przez „proroczy” sWIG80 (jego zalety mają zapewne związek z tym, że indeks ten jest mniej podatny na chwilowe przypływy i odpływy zagranicznego kapitału spekulacyjnego).

Obecnie na wykresie indeksu kojarzonego z małymi firmami (choć w jego składzie są też spółki o względnie dużej kapitalizacji) trwa impas – wskaźnik znajduje się mniej więcej w połowie przedziału między sierpniowym szczytem i wrześniowym dołkiem. Na rozstrzygnięcie trzeba nadal cierpliwie czekać. Kiedy jednak nadejdzie, będzie to sygnał, który zapewne pociągnie za sobą przynajmniej kilkumiesięczne konsekwencje dla całego rynku akcji.

Warto na marginesie zauważyć, że sytuacja ta nie jest całkowitą nowością. Jeśli cofniemy się pamięcią do wydarzeń z jesieni 2003 r., to okazują się one zaskakująco podobne do obecnych. Także wtedy sWIG80 (wówczas jeszcze jako WIRR) tkwił w paromiesięcznym trendzie bocznym, będącym korektą nadrzędnego trendu wzrostowego. Także wtedy, gdy sWIG80 spokojnie stał w miejscu, WIG20 „szalał” targany przepływami „gorącego” kapitału, a w listopadzie dał błędny sygnał sprzedaży, rzebijając poprzedni dołek. W styczniu 2004 r. wszystko się wyjaśniło – sWIG80 wybił się w górę z trendu bocznego, a kolejna fala hossy była niemal równie silna jak pierwsza.[/ramka]

Analizy rynkowe
Spółki z potencjałem do portfela na 2025 rok. Na kogo stawiają analitycy?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Analizy rynkowe
Prześwietlamy transakcje insiderów. Co widać między wierszami?
Analizy rynkowe
Co czeka WIG w 2025 roku? Co najmniej stabilizacja, ale raczej wzrosty
Analizy rynkowe
Marże giełdowych prymusów w górę
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Analizy rynkowe
Tydzień na rynkach: Rajd św. Mikołaja i bitcoina
Analizy rynkowe
S&P 500 po dwóch bardzo udanych latach – co dalej?