Lepsza koniunktura na rynku kapitałowym przełożyła się na kondycję domów maklerskich. Zysk branży po trzech kwartałach 2010 r. był o 29 proc. wyższy niż w okresie styczeń-wrzesień 2009 r. Dane uwzględniają zarówno wyniki netto, jak i brutto – jako że bankowe biura nie podają kwartalnych sprawozdań po odliczeniu podatku.
Wyniki branży za cały 2010 r. poznamy w lutym-marcu. Już jednak wiadomo, że biura oczekują także dobrej sytuacji na rynku w najbliższych miesiącach. Ich budżety przewidują bowiem przychody zbliżone, a czasem nawet wyższe od ubiegłorocznych. Wyższe wpływy mogą być potrzebne, bo ten rok dla wszystkich biur to czas nowych wydatków związanych z dostosowaniem do wymiany systemu transakcyjnego przez GPW. Maklerzy muszą borykać się też z wydłużeniem godzin sesji – w wielu przypadkach zażądali dodatkowego wynagrodzenia z tego tytułu.
[srodtytul]Rosnące obroty...[/srodtytul]
Głównym źródłem zarobku biur jest pośredniczenie przy zawieraniu transakcji na giełdzie oraz doradzanie przy ofertach publicznych. W tym pierwszym przypadku 2010 r. był bardzo dobry. Wartość transakcji sesyjnych sięgnęła 415 mld zł, o 18 proc. więcej niż w 2009 r. Wliczając w to „pakietówki” (dość często wykorzystywane przez resort skarbu) obroty sięgnęły niemal 469 mld zł. To tylko 10,5?mld zł mniej niż w rekordowym dla warszawskiego parkietu 2007 r.
W ślad za wysokimi obrotami rosną wpływy z prowizji. Ogólnie 2010 r. należał do brokerów instytucjonalnych, którzy pośredniczyli przy transakcjach inwestorów zagranicznych. Udział „zagranicy” w obrotach wzrósł w I półroczu do rekordowych 47 proc. i zdaniem przedstawicieli biur szybko nie spadnie. – Związane będzie to głównie z globalnymi przepływami na rynki wschodzące, a nie ze zmniejszoną aktywnością funduszy krajowych – ocenia Tomasz Bardziłowski, szef Credit Suisse Securities w Polsce.