Skromne możliwości w Polsce

Jeszcze trochę czasu minie, zanim frontier markets będą w zasięgu ręki inwestorów w Polsce. Fundusze inwestycyjne można policzyć na palcach jednej ręki. Produktów strukturyzowanych nie ma wcale. Biura maklerskie też nie dają dostępu do tamtejszych akcji

Aktualizacja: 27.02.2017 03:15 Publikacja: 05.02.2011 02:54

Natalia Chudzyńska-Stępień

Natalia Chudzyńska-Stępień

Foto: Archiwum

Możliwości inwestycji na rynkach granicznych są w Polsce bardzo skromne. Wciąż jest to egzotyka, która budzi u klientów strach przed stratą, a równocześnie dla instytucji często rodzi na tyle wysokie koszty, że rzadko która chce ją oferować. Choć pojedyncze produkty da się znaleźć. Eksperci oceniają, że będzie ich przybywać.

Skoncentrowany stricte na rynkach granicznych jest dostępny w Polsce jedynie fundusz Templeton Frontier Markets. Na koniec ubiegłego roku najwięcej, 12 proc. portfela, ulokowane miał w Nigerii. Po między 5 proc. a 10 proc. zainwestowane było w Katarze, Wietnamie, Zjednoczonych Emiratach Arabskich, Egipcie, Arabii Saudyjskiej, Kazachstanie. Po mniej niż 5 proc. w Argentynie, Rumunii i na Ukrainie. Zarządzającym udaje się nieco bić benchmark, którym jest MSCI Frontier Markets Index. W 2010 r. klienci zyskali (licząc w euro) 28 proc. względem 24-proc. stopy zwrotu z indeksu.

[srodtytul]Śladowe aktywa[/srodtytul]

Przedstawiciele firmy Franklin Templeton nie ujawniają, ile aktywów do funduszu zebrali w Polsce. – Templeton Frontier Markets Fund cieszy się w Polsce zainteresowaniem klientów dbających o swój zdywersyfikowany portfel inwestycji, którzy inwestują długoterminowo i są w stanie dzięki temu zaakceptować wyższe ryzyko inwestycyjne – tylko tyle mówi Michał Staszkiewicz, dyrektor sprzedaży Franklin Templeton Investments w Polsce. W skali światowej fundusz liczy blisko miliard dolarów.

Na niektóre rynki graniczne mogą też dotrzeć pieniądze Polaków zainwestowane za pośrednictwem Franklin World Perspective Fund. A na konkretne wybrane giełdy trafią poprzez produkty World Investment Opportunities Funds: WIOF Pakistan Performance Fund i WIOF Ukraine Performance Fund. W Polsce dostępnych jest też kilka funduszy skoncentrowanych na regionie, w którym frontier markets też występują. Na przykład Ameryka Łacińska. Jednak w portfelu funduszy HSBC i Schrodersa spółek z Argentyny nie ma wcale, w ING stanowią zaś mniej niż 1 proc. aktywów. W ofertach zagranicznych instytucji można znaleźć też kilka funduszy inwestujących w Afryce. Aktywa zebrane w Polsce do tego rodzaju produktów są jednak śladowe.

Jedyny z krajowych TFI, który istotniejszą część portfela lokuje na najmłodszych rynkach, Noble Fund Africa, w pół roku zgromadził ponad 100 mln zł. Na koniec roku ok. 20 proc. ulokowane było w Afryce Subsaharyjskiej, 10 proc. w Nigerii, a 6 proc. w Kenii. Jednak fundusz przeżywa właśnie słabsze chwile. Od lutego zawieszona jest wycena, a klienci mają związane ręce – nie mogą kupować, a przede wszystkim umarzać jednostek. Zawinił jednak nie rynek graniczny, lecz starszy krewny, wschodzący – Egipt. Paraliż wywołało zawieszenie notowań na kairskiej giełdzie.

W pozostałych funduszach z krajowych TFI rynki graniczne stanowią najwyżej śladowy ułamek. Możliwość dokonywania takich inwestycji ma m.in. DWS TOP 50 Małych i Średnich Spółek. Dopuszczalne są zakupy w Bułgarii, Rumunii i na Ukrainie. – Zaangażowanie w spółki z tych państw nie jest i nie będzie znaczne – przyznaje Jarosław Niedzielewski, zarządzający w DWS TFI.

[srodtytul]Wysokie koszty[/srodtytul]

Zarządzający, tłumacząc, dlaczego nie lubią akcji z rynków granicznych, mówią przede wszystkim o wysokich kosztach transakcyjnych, niewielkiej płynności, obawach o stabilność polityczną i gospodarczą niektórych z tych krajów, dodatkowym ryzyku walutowym. – Niemniej tamtejsze spółki notowane są często przy bardzo atrakcyjnych wskaźnikach, co zachęca do ich kupowania. Jeżeli już decydujemy się na inwestycję, robimy to w sposób pośredni przez kwity depozytowe (tzw. GDR – red.), ponieważ jest to bezpieczniejsze – zaznacza Marek Buczak, zarządzający funduszami, m.in. inwestującym na Bałkanach i Turcji oraz rosyjskim, w Quercus TFI.

[srodtytul]Popularność powinna rosnąć[/srodtytul]

Dlaczego frontier markets jeszcze nie przyjęły się na naszym rynku funduszy? – Wynika to po części z przekonania, że inwestowanie w takich krajach po prostu się nie opłaca. Niepłynne giełdy dały się we znaki szczególnie tym, którzy posiadali inwestycje na rynkach granicznych podczas ostatniej bessy. Wobec późniejszego braku chętnych oferta nie miała szansy się rozwinąć – komentuje Marek Buczak. – Popularność frontier markets na rynku polskim powinna rosnąć. Inwestujące tam fundusze nie będą jednak masowe. Raczej zajmą niszę rynkową – dodaje.

Z kolei produkty strukturyzowane związane z frontier markets na polskim rynku nigdy nie występowały i dalej nie występują. – Przyczyną jest m.in. niewielka wiedza klientów o takich rynkach. Banki boją się zapewne, że nieznajomość instrumentu bazowego przez klientów przełożyłaby się na niski poziom sprzedaży – komentuje Michał Szeliski, analityk portalu Structus.pl. Dodatkowo trudno byłoby zaoferować klientom atrakcyjną strukturę bez znacznego obniżenia poziomu gwarancji zwrotu zainwestowanego kapitału (w typowych strukturach jest to 100 proc.), ponieważ opcje powiązane z frontier markets są drogie. To wynika z wysokiej zmienności indeksów.

Eksperci zwracają też uwagę, że polski rynek jest w tyle za Zachodem, gdzie kraje graniczne istotnie zyskują ostatnio na popularności. – W Polsce egzotyczne inwestycje dotarły dopiero do krajów grupy BRIC (Brazylia, Rosja, Indie, Chiny – red.). Ale należy się spodziewać, że to niedługo się zmieni. Oczekujemy, że w ciągu roku, dwóch takie produkty powinny pojawić się na szerokim rynku – prognozuje Michał Szeliski. Niewykluczone, że w tzw. ofertach klubowych, czyli dla ograniczonej grupy zamożnych klientów, już istnieją, ale nikt tego nie komunikuje.

Rynków granicznych brakuje też w ofercie polskich domów maklerskich. – Nie oferujemy dostępu do egzotycznych rynków. Ryzyko jest za duże – operacyjne dla nas i inwestycyjne dla klientów. Ponadto zainteresowanie klientów jest relatywnie niewielkie, a dla nas koszty transakcyjne wysokie – komentuje Roland Paszkiewicz, główny analityk CDM Pekao. – Nie mamy takiej oferty, bo nie zauważamy zainteresowania klientów tymi rynkami. Zdecydowanie częściej wybierają zachodnie parkiety gwarantujące większą stabilność i mniejsze ryzyko inwestycji – wtóruje mu Marcin Rupiński z DM BOŚ.

Takich inwestycji nie oferuje nawet X-Trade Brokers, dom maklerski operujący m.in. na alternatywnych platformach obrotu akcjami, często będący o krok do przodu przed branżą brokerską. – Frontier markets mogą być atrakcyjne dla bardzo małej grupy inwestorów będących w stanie podjąć nietypowe ryzyko, chcących je podjąć i gotowych ponosić spore koszty transakcyjne. Oferujemy dostęp do lepiej rozwiniętych i bardziej płynnych rynków wschodzących – mówi Jarosław Szymeczko z XTB.

Pozostaje droga bardzo okrężna: inwestycje w notowane na GPW spółki estońskie i ukraińskie, których kursy zachowywały się w ostatnich latach podobnie jak indeksy tamtejszych giełd. Walory Silvano czy Kernela od dwóch lat są wśród najbardziej dynamicznych na naszym parkiecie.

Analizy rynkowe
Spółki z potencjałem do portfela na 2025 rok. Na kogo stawiają analitycy?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Analizy rynkowe
Prześwietlamy transakcje insiderów. Co widać między wierszami?
Analizy rynkowe
Co czeka WIG w 2025 roku? Co najmniej stabilizacja, ale raczej wzrosty
Analizy rynkowe
Marże giełdowych prymusów w górę
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Analizy rynkowe
Tydzień na rynkach: Rajd św. Mikołaja i bitcoina
Analizy rynkowe
S&P 500 po dwóch bardzo udanych latach – co dalej?