Jednym z najważniejszych wydarzeń mijającego tygodnia z punktu widzenia analizy fundamentalnej była publikacja lutowego odczytu PMI dla polskiego przemysłu. Po zaskakującym wyskoku w górę miesiąc wcześniej, tym razem wskaźnik sprawił niemiłą niespodziankę, cofając się w dół do granicy 50 pkt oddzielającej rozwój od recesji. Do tej samej granicy, powyżej której podniósł się w styczniu.
Przed miesiącem obszernie przeanalizowałem skok PMI, uznając go według kilku kryteriów opartych na wydarzeniach z przeszłości, za sygnał potwierdzający sygnały kupna na rynku akcji. Czy czwartkowy odczyt przekreśla tamte optymistyczne wnioski?
Odpowiedź na to pytanie jest o tyle trudna, że jeszcze nigdy w stosunkowo krótkiej historii polskiej giełdy nie zdarzyło się, że PMI cofnął się do granicy 50 pkt zaraz po jej pokonaniu. Zwykle przez pewien czas kontynuował zwyżkę. Czy nie ma zatem szans na jakiekolwiek podpowiedzi ze strony historii? Okazuje się, że można znaleźć pewien wspólny mianownik pomiędzy ostatnimi wydarzeniami a przeszłością. Warto zwrócić uwagę na zmienność, jaką cechują się dane napływające z gospodarki. O ile w styczniu PMI urósł o 3,4 pkt (najwięcej od ponad dwóch lat), to w lutym spadł o 2,2 pkt, czyli tyle samo, co w listopadzie ub.r. (co było z kolei spadkiem największym od prawie trzech lat). Niewidziane od dawna gwałtowne zmiany wskaźnika można interpretować jako oznakę ścierających się sił w gospodarce. Z jednej strony mamy działające niekorzystnie osłabienie ekonomiczne na Zachodzie, z drugiej – buforem jest w miarę mocny popyt krajowy i stymulujący wpływ niedawnego osłabienia złotego.
Powtórka z lat 1999, 2003 i 2009
Co z tego wynika dla inwestorów giełdowych? Aby poszukać jakichś wskazówek, spróbujmy ostatnie gwałtowne zmiany PMI w obiektywny i obrazowy sposób zestawić z historią. W tym celu stworzyliśmy wskaźnik, który jest unikalną metodą analizowania indeksu PMI (patrz ramka). Obecnie wskaźnik ten wynosi 1,9 pkt. Liczba ta na pierwszy rzut oka być może niewiele mówi, ale zestawienie z danymi z przeszłości pokazuje, że jest to wartość najwyższa od kwietnia 2003 roku, a zarazem jedna z najwyższych w całej historii. Na wykresie zestawiliśmy nasz wskaźnik ze służącym do jego obliczeń indeksem PMI. Porównanie to prowadzi do bardzo ciekawych wniosków. Dotąd od 1998 r. wskaźnik ustanowił trzy wyraźne szczyty na poziomach 1,8–1,9 pkt. Pojawiły się one w marcu 1999 r., wspomnianym już kwietniu 2003 r. oraz w marcu 2009 r. Zbieżność tych wszystkich dat, jeśli chodzi o porę roku (marzec – kwiecień, a teraz luty), to zapewne niewiele więcej niż tylko ciekawostka (a może pomysł na poszukiwanie zależności sezonowych), ale nie w tym rzecz. Najciekawsze jest to, co działo się w dalszej kolejności nie tylko z naszym wskaźnikiem, ale z samym indeksem PMI, no i przede wszystkim z cenami akcji, bo w końcu to one są ostatecznym przedmiotem naszych dociekań.
Jak widać na wykresie, szczyty wskaźnika zmienności były ustanawiane wkrótce po osiągnięciu przez PMI lokalnego cyklicznego dołka. Przykładowo, w 2009 r. wskaźnik zmienności ustanowił szczyt trzy miesiące po zanotowaniu twardego dna PMI. W 2003 r. różnica wyniosła cztery miesiące, podobnie jak w 1999 roku. Jaki płynie z tego wniosek? W przeszłości tak gwałtowna jak obecnie chwiejność odczytów PMI towarzyszyła zawsze odbijaniu się przemysłu i całej gospodarki od cyklicznego dna. Innymi słowy, punkty zwrotne cyklu koniunkturalnego kształtowały się w warunkach wyjątkowo dużej niepewności i chwiejności.