Przedstawiciele Izby Domów Maklerskich zarzucają giełdzie, że ta po prywatyzacji unika rozmów na temat obniżenia poziomu opłat giełdowych, bo jak wskazują, zysk dla akcjonariuszy jest najważniejszym kryterium oceny pracy zarządu...
GPW po prywatyzacji jest taką samą firmą jak przed prywatyzacją. Nie ma żadnego zmniejszenia tempa i intensywności misji, którą jest przyspieszanie rozwoju całego rynku kapitałowego. Dzięki konsekwencji w realizacji tej misji mamy to, co mamy: lidera regionu, który pozostawił daleko za sobą giełdę wiedeńską i jedną z najszybciej rozwijających się giełd na świecie. GPW i inne instytucje mające ten misyjny charakter od wielu lat są liderem zmiany i postępu na rynku kapitałowym, umożliwiając korzystanie z niego podmiotom obsługującym inwestorów. To właśnie inwestorzy i emitenci instrumentów finansowych od lat testują, czy polski rynek kapitałowy jest efektywny, atrakcyjny i konkurencyjny, czy też nie. Nie kto inny. I oni właśnie są właściwymi sędziami co do tego, czy strategia rozwoju realizowana przez Grupę Kapitałową GPW jest skonstruowana dobrze, czy źle.
Jak wyglądają w tej chwili relacje między giełdą i domami maklerskimi? Nie należą one chyba do najlepszych...
Wsłuchujemy się uważnie w głosy krajowych domów maklerskich. Rozumiem bardzo dobrze, że branża pośredników, która naturalną koleją rzeczy nie ma w zakresie swojej odpowiedzialności wizji, misji i długofalowej strategii rozwoju rynku, jest zainteresowana przede wszystkim opłatami giełdowymi, które ponosi. Tak jest na całym świecie. Kiedyś giełdy były spółdzielniami brokerów, ale ponieważ brokerzy ci wywierali nacisk głównie na obniżanie opłat, kosztem zrównoważonego rozwoju, giełdy wyzwoliły się spod tej zależności. Bo to był model nieefektywny dla inwestorów i emitentów, mimo że pozornie chodziło w nim o opłaty pobierane przez giełdy i interes klienta.
Czy jest między wami konflikt?