Giełdowa szkoła życia akcjonariatu obywatelskiego

W ciągu ostatnich dwóch lat Ministerstwo Skarbu Państwa sprywatyzowało pięć spółek w ramach programu akcjonariatu obywatelskiego. Dziś akcje tych firm są pod kreską bądź też na symbolicznych plusach. Jak podkreślają analitycy, obecne wyceny spółek objętych programem są pochodną ogólnej sytuacji na rynku. Co więcej, brokerzy przekonują, że w tej kwestii w najbliższym czasie nic się nie zmieni. Zarobkiem mogą być jednak dywidendy płacone przez niektóre z firm.

Aktualizacja: 17.02.2017 20:27 Publikacja: 28.04.2012 06:00

Giełdowa szkoła życia akcjonariatu obywatelskiego

Foto: GG Parkiet

Niespełna dwa lata temu Skarb Państwa przeprowadził prywatyzację firmy ubezpieczeniowej PZU. Przy tej okazji resort zapoczątkował program akcjonariatu obywatelskiego, który później stosowany był jeszcze przy ofercie akcji energetycznego Tauronu, Giełdy Papierów Wartościowych, BGŻ oraz Jastrzębskiej Spółki Węglowej. Inwestor, który kupił maksymalną możliwą liczbę akcji prywatyzowanych spółek w ostatnich pięciu ofertach Skarbu Państwa i nie sprzedawał ich aż do tej pory, jest obecnie ponad 13 proc. na minusie. WIG od momentu prywatyzacji PZU stracił około 5 proc.

Co to jest akcjonariat obywatelski?

Wprowadzając program akcjonariatu obywatelskiego, Ministerstwo Skarbu Państwa chciało ułatwić nabycie przez inwestorów indywidualnych akcji spółek Skarbu Państwa debiutujących na GPW. Cały pomysł polegał na ustalaniu maksymalnego pułapu akcji, na jakie może się zapisać jedna osoba. Przed pojawieniem się idei akcjonariatu obywatelskiego możliwość nabycia akcji prywatyzowanych spółek była bowiem utrudniona. Gracze konkurowali o akcje z dużymi inwestorami instytucjonalnymi. W wypadku atrakcyjnych firm inwestorzy, aby zwiększyć szanse na uzyskanie pożądanej liczby akcji, wspomagali się kredytem. To kreowało sztuczny popyt. Efektem ubocznym były wysokie redukcje zapisów inwestorów indywidualnych. Jak się jednak okazało, również akcjonariat obywatelski nie uchronił przed dużymi redukcjami.

Do tej pory spółki sprzedawane przez Skarb Państwa cieszyły się bardzo dużym zainteresowaniem drobnych graczy. Już pierwszy eksperyment z akcjonariatem obywatelskim okazał się ogromnym sukcesem. Na akcje PZU zapisało się ponad 251 tys. drobnych ciułaczy. Rekord padł podczas oferty GPW. Chętnych było ponad 323?tys. – tak dużo, że potrzebna była 75-proc. redukcja, co oznaczało, że w ofercie publicznej inwestorzy kupili akcje za nieco ponad tysiąc złotych. Najmniejszym zainteresowaniem cieszyły się papiery BGŻ. Zapisało się na nie 76,6 tys. osób. Jednak i w tym przypadku zapisy zredukowano o  79?proc., co przełożyło się na inwestycję rzędu około 1200 zł.

– Spółki sprzedawane przez Skarb Państwa rzeczywiście cieszyły się sporym zainteresowaniem inwestorów prywatnych, na co składało się wiele czynników, m.in. duże wydatki emitentów na nagłośnienie medialne podczas przeprowadzanych ofert. Dodatkowo, upubliczniane spółki były najczęściej dużymi podmiotami o dobrze rozpoznawalnej marce, co w przypadku inwestorów detalicznych wspiera przekonanie o stabilności i pewności, tak bardzo przecież poszukiwanej podczas inwestycji giełdowych – mówi Jerzy Nikorowski, analityk BNP Paribas Bank Polska.

Zarobić na dywidendzie

Osoby, które zainwestowały w każdą z pięciu firm, mogą mieć mieszane uczucia. Ci, którzy liczyli na szybki i duży zarobek pierwszego dnia, nie zawiedli się jedynie na akcjach PZU. Na koniec pierwszego dnia notowań akcje były wyceniane na 360 zł. Cena w ofercie wynosiła 312,5 zł. Takiej przebitki nie udało się uzyskać w przypadku innych inwestycji. Co prawda akcje GPW zyskały blisko 18 proc., jednak duża ilość chętnych i, co się z tym wiązało, duża redukcja spowodowały, że realnie pierwszego dnia inwestorzy zarobili niewiele, podobnie jak w przypadku BGŻ. Akcje JSW były na koniec debiutanckiej sesji warte tyle samo, co podczas IPO. Tauron przyniósł stratę.

– Sama idea akcjonariatu obywatelskiego jest ciekawa i zachęcenie jak największej liczby Polaków do zainteresowania się oszczędzaniem i inwestycjami jest jak najbardziej słuszne. Nie wiem tylko, czy zakup akcji za kilka tysięcy złotych, abstrahując od efektu końcowego, jest dokonywany w ramach planu długoterminowego oszczędzania czy w celach czysto spekulacyjnych. Niestety, to drugie wydaje mi się w większości przypadków prawdziwą pobudką. Drobni ciułacze z akcjonariatu obywatelskiego przede wszystkim zastanawiają się, ile zarobią na debiucie, a nie w dłuższym terminie – wyjaśnia Jarosław Lis, zarządzający BPH TFI.

Również strategia „kup i trzymaj" przyniosła efekty tylko w niektórych przypadkach. Trzeba jednak pamiętać, że zarówno PZU, jak i Tauron oraz GPW wypłaciły swoim akcjonariuszom dywidendę. W ubiegłym roku na jedną akcję PZU było to 26 zł, Tauronu 0,15 zł na akcję. GPW z zysku za 2010 r. wypłaciła 3,21 zł na akcję. Również w tym roku udziałowcy tych spółek mogą liczyć na wzięcie udziału w podziale zysku. Zdaniem brokerów to właśnie perspektywa dywidendy jest jednym z czynników, który przyciąga tak wielu graczy do tych spółek.

– Część inwestorów, zarówno detalicznych jak i instytucjonalnych, nabywa akcje spółek SP w oczekiwaniu na stabilny poziom dywidendy, która zazwyczaj jest wypłacana przez przedsiębiorstwa z udziałem Skarbu Państwa w akcjonariacie – mówi Jerzy Nikorowski.

Uzależnieni od koniunktury

Jak dodają specjaliści, rynkowa przecena akcji prywatyzowanych spółek nie wynika z ich fundamentalnych problemów czy słabości. Nie jest to także pochodna wygórowanej ceny emisyjnej. W opinii analityków wszystkiemu winna jest nie?najlepsza w ostatnich kwartałach koniunktura giełdowa.

– Jeżeli spojrzymy na cały warszawski parkiet, to przecena z ostatniego roku dotknęła zdecydowaną większość spółek, nie tylko tych z udziałem Skarbu Państwa. W przypadku części tych walorów fundamentalnie można zauważyć, że ich wyceny są atrakcyjniejsze niż rok temu, ponieważ w tym czasie przy spadających cenach rosły zyski – mówi Michał Kopiczyński, zarządzający funduszami ING TFI.

Najwięcej powodów do zmartwień dostarczyła akcjonariuszom Jastrzębska Spółka Węglowa. Papiery spółki zostały przecenione już o ponad 30 proc. WIG w tym czasie zanotował spadek blisko 20-proc.

Czy warto więc obecnie zainwestować w papiery objętych programem spółek?

– Akcjonariat obywatelski w spółkach prywatyzowanych przez SP w ostatnich latach dotyczył stabilnych dużych firm, zwłaszcza z sektora energii oraz użyteczności publicznej, które co prawda generują sporo gotówki, ale jednocześnie nie korzystają z poprawy gospodarczej w tak dużym stopniu jak przedsiębiorstwa z innych sektorów. Akcjonariusze muszą się jednak liczyć z ewentualnym ryzykiem dodatkowej podaży, a czasem decyzji uderzających w biznes spółki, jakim mogą być np. nieoczekiwane podatki – dodaje Kopiczyński. Jerzy Nikorowski przypomina zaś, że decydując się na zakup bądź też sprzedaż akcji należy osobno analizować każdą ze spółek.

– Przy wyborze spółki inwestor powinien jednak kierować się jej zdolnością do generowania zysków z działalności operacyjnej oraz bieżącego otoczenia, w jakim spółka bądź sektor, do którego należy, funkcjonują – mówi Nikorowski.

Co dalej z kolejnymi prywatyzacjami?

Akcjonariat obywatelski nie musi się kończyć na pięciu spółkach. W ogłoszonym Planie prywatyzacji na lata 2012–2013 Skarb Państwa podkreślił, że przy wprowadzaniu kolejnych firm na giełdę będzie się starał przeprowadzać ofertę w ramach dobrze znanego akcjonariatu obywatelskiego. W najbliższym czasie w ten sposób ma zostać sprywatyzowany Polski Holding Nieruchomości. Z zapowiedzi Pawła Tamborskiego, wiceministra SP, wynika, że do inwestorów indywidualnych może trafić 20–30 proc. akcji. Brokerzy podkreślają, że dalszy sukces całego programu będzie zależał przede wszystkim od ogólnej koniunktury na rynkach

– Ewentualny sukces kontynuacji sprzedaży w ramach tzw. akcjonariatu obywatelskiego będzie zależał od zaproponowanych warunków oraz oczekiwanej koniunktury. W tym kontekście zasadniczym aspektem jest wypośrodkowanie przez MSP dążenia do maksymalizacji dochodów pomiędzy stwarzaniem warunków?do budowy akcjonariatu obywatelskiego – mówi Sobiesław Kozłowski, analityk DM Banku BPS.

Jak jednak podkreśla Jarosław Lis, kolejny udany debiut w ramach akcjonariatu obywatelskiego pojawi się wraz z nastaniem hossy. – Im dłużej ona będzie trwała, tym bardziej uzasadnione będzie pytanie obywatela, „jaka będzie przebitka na debiucie" – dodaje zarządzający BPH TFI.

[email protected]

PZU był pierwszą spółką, przy prywatyzacji której Ministerstwo Skarbu Państwa zdecydowało się na program akcjonariatu obywatelskiego. Na papiery zapisało się 251 tys. drobnych inwestorów. Każdy z nich otrzymał 30 akcji, czyli tyle, na ile maksymalnie można było się zapisać. Aby nabyć pakiet 30 walorów PZU, inwestor indywidualny musiał wyłożyć niecałe 10 tys. zł (cena akcji w ofercie publicznej została ustalona na 312,5 zł). Ubezpieczyciel zadebiutował na giełdzie 12 maja 2010 r. Już na starcie akcje PZU podrożały o blisko 12 proc. Na koniec debiutanckiej sesji były warte 360 zł. Obecnie kurs akcji znajduje się nieznacznie powyżej ceny z oferty publicznej. Trzeba jednak pamiętać, że ubiegłym roku, inwestorzy dostali 26 zł dywidendy na akcję. Także w tym roku akcjonariusze mogą liczyć na to, że spółka podzieli się zyskiem z ubiegłego roku. Zarząd zaproponował dywidendę w wysokości 20,3 zł na akcję.

Spółka energetyczna Tauron rozpoczęła przygodę z Giełdą Papierów Wartościowych w Warszawie pod koniec czerwca 2010 r. Na papiery firmy zapisało się 230 tys. osób. Inwestorzy mogli zapisać się maksymalnie na 1,5 tys. akcji, co dawało wartość inwestycji na poziomie niecałych 8 tys. zł. Jednak ci, którzy zapisali się na maksymalną ilość akcji, musieli liczyć się z redukcją. Wyniosła ona 38 proc. Inwestorzy, którzy wzięli udział w IPO i mieli nadzieję na szybki zysk pierwszego dnia notowań, tak jak w przypadku PZU, mocno się jednak przeliczyli. Cena akcji energetycznej spółki w debiucie na GPW wyniosła 5,13 zł, czyli tyle, po ile sprzedawano akcje. Końcówka pierwszej sesji była jeszcze słabsza. Na zamknięciu jedna akcja Tauronu była warta 5,05 zł. Obecnie walory spółki są o około 10 proc. poniżej ceny z oferty publicznej. Podobnie jednak jak PZU, Tauron w ubiegłym roku wypłacił swoim inwestorom dywidendę. Było to 15 gr na akcje. W tym roku może to być nawet 31 gr.

Do tej pory oferta publiczna akcji Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie cieszyła się największym zainteresowaniem drobnych inwestorów. W sumie na papiery instytucji zapisało się ponad 323 tys. osób. Chętnych było tak wielu, że potrzebna była 75-proc. redukcja. Tym samym inwestorzy zamiast 100 akcji (maksymalny zapis) dostali jedynie 25 walorów. Debiut akcji GPW na warszawskim parkiecie nie rozczarował. Notowania rozpoczęły się od 50,75 zł, a zakończyły na poziomie 54 zł. Oznacza to, że drobni gracze, którzy otrzymali po 25 akcji i zdecydowali się je sprzedać już na otwarciu notowań, przed potrąceniem prowizji zarobili niecałe 200 złotych. Jeśli sprzedali je po cenie zamknięcia, ich zysk wyniósł 275 zł. Obecnie jednak akcje GPW notowane są poniżej ceny emisyjnej. Spółka, podobnie jak PZU i Tauron, wypłaciła dywidendę z zysku za 2010 r. Było to 3,21 zł na akcję. W tym roku ma być ona niższa.

Bank BGŻ debiutował na giełdzie w maju ubiegłego roku. Oferta publiczna nie obyła się bez problemów. Zamiast 16 mln akcji do inwestorów trafiło 5,25 mln walorów, z czego tylko 1,56 mln do inwestorów indywidualnych. Zmniejszona została również cena, po jakiej je sprzedawano. Zamiast 90 zł drobni inwestorzy zapisywali się na akcje po 60 zł. Popyt zdecydowanie przewyższył podaż ostatecznie oferowanych akcji. Na walory banku zapisało się blisko 77 tys. inwestorów, co spowodowało 79-proc. redukcję. Maksymalny zapis opiewał na 100 papierów. Inwestorzy dostali ostatecznie 20 – 21 akcji. W trakcie debiutanckiej sesji kurs oscylował między 60,65 a 63,6 zł, co oznacza maksymalny zarobek w dniu debiutu w wysokości 6 proc. Na zamknięciu walory BGŻ wyceniono na 61,25 zł. Obecnie jednak akcje wyceniane są ponad 15 proc. powyżej ceny z oferty publicznej. Wszystko za sprawą głównego akcjonariusza banku – Rabobanku, który niedawno ogłosił wezwanie na akcje BGŻ, ustalając cenę na poziomie 72,5 zł.

Jastrzębska Spółka Węglowa nie dostarcza swoim akcjonariuszom powodów do zadowolenia. Papiery spółki nie oparły się przecenie, jaka przetoczyła się przez giełdy w drugiej połowie ubiegłego roku. Do dziś akcje JSW nie mogą odrobić tych strat i są notowane około 20 proc. poniżej ceny z oferty. Ta wyniosła 136 zł, czyli o 10 zł mniej niż cena maksymalna. Kurs otwarcia notowań podczas pierwszej sesji wyniósł 140,5 zł. Końcówka nie była jednak aż tak udana. 168 tys. inwestorów, którzy wzięli udział w ofercie publicznej (maksymalnie mogli kupić 75 akcji, co dawało wartość inwestycji na poziomie ponad 10 tys. zł), nie miało powodów do zadowolenia. Akcje na koniec debiutanckiej sesji kosztowały 136 zł, co oznaczało, że drobni gracze nie zarobili ani grosza. Do inwestorów trafiło 33 proc. akcji spółki. Z tego niemal 27 proc., czyli 10,6 mln, kupili drobni gracze, a pozostałe ponad 73 proc. – prawie 29 mln papierów – instytucje finansowe.

Opinia

Rozczarowała koniunktura giełdowa, a nie same spółki - Grzegorz Zięba, kierownik sprzedaży w KBC Securities

Rynek pierwotny jest uzależniony od koniunktury panującej na Giełdzie Papierów Wartościowych. Również Skarb Państwa, sprzedając akcje, czeka na przynajmniej neutralny nastrój panujący na rynku. Jeśli po takim okresie (sprzedaży akcji) następują spadki i pogorszenie nastrojów rynkowych, to niestety, inwestorzy, którzy nabyli akcje w ramach ofert publicznych, mogą czuć się rozczarowani. Jednak z racji tego, że w ramach akcjonariatu obywatelskiego ofertom towarzyszy duże zainteresowanie, inwestorzy nie mogą nabyć zbyt dużych pakietów, co w obecnych okolicznościach okazuje się dla nich korzystne.

Ktoś, kto nabył akcje za kilka tysięcy złotych i traci kilkadziesiąt procent, może czuć się rozczarowany inwestycją, ale nie jest nią rozgoryczony. Taka strata nie powoduje, że odsuwa się całkowicie od giełdy. Jeśli chodzi o spółki sprzedawane przez Ministerstwo Skarbu

Państwa – są to nadal te same podmioty, co w ofercie publicznej, tylko że obecnie zdecydowanie tańsze. Same spółki nie rozczarowały, rozczarować mogła koniunktura giełdowa. Niedawny przykład BGŻ pokazuje, że są chętni, by płacić zdecydowanie więcej za spółki niż ich rynkowa wycena. Ktoś, kto na poważnie chce zająć się inwestowaniem, a nie liczy tylko na „złoty strzał" podczas debiutu, ma teraz znakomite okoliczności, aby realizować swoje pierwotne zamierzenia. Spółki sprzedawane przez resort skarbu nie różnią się niczym od innych, patrzymy na wskaźniki, próbujemy przewidzieć perspektywy.

Na pewno analiza jest ułatwiona przez to, że w większości są to spółki oceniane przez różne biura maklerskie i nie ma problemów z dotarciem do informacji o nich. Na rynku mamy 1,5 mln rachunków inwestycyjnych, z których zdecydowana większość to rachunki otwierane pod konkretne oferty publiczne.

Analizy rynkowe
Spółki z potencjałem do portfela na 2025 rok. Na kogo stawiają analitycy?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Analizy rynkowe
Prześwietlamy transakcje insiderów. Co widać między wierszami?
Analizy rynkowe
Co czeka WIG w 2025 roku? Co najmniej stabilizacja, ale raczej wzrosty
Analizy rynkowe
Marże giełdowych prymusów w górę
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Analizy rynkowe
Tydzień na rynkach: Rajd św. Mikołaja i bitcoina
Analizy rynkowe
S&P 500 po dwóch bardzo udanych latach – co dalej?