Miniony tydzień przyniósł posiadaczom akcji dotkliwe straty. Indeks WIG20 osunął się o 5,4 proc. To największe tygodniowe straty od września ub. r.

Ubytek w portfelach nie ulega wątpliwości, mniej klarowna jest natomiast ogólna sytuacja techniczna. Z jednej strony mamy WIG20, który tradycyjnie w tym roku sprawuje się najsłabiej wśród głównych indeksów i z impetem wybił się w dół z ponadpółrocznego trendu bocznego. To rzecz jasna skłania do snucia coraz czarniejszych scenariuszy.

Z drugiej strony tak kiepska kondycja WIG20 nie znajduje potwierdzenia na wykresach pozostałych głównych indeksów. Przykładowo obejmujący większość giełdowych spółek WIG nie dotarł jeszcze do ubiegłorocznych dołków. Oznacza to, że do jego wybicia z trendu bocznego wciąż jeszcze nie doszło. Od dołu szeroką konsolidację ogranicza minimum z września (36 550 pkt w cenach zamknięcia), a od góry poziomem oporu są górki z końca sierpnia i z połowy marca zeszłego roku (42 281 pkt w cenach zamknięcia). Taka diagnoza powoduje, że trwającą falę spadkową interpretować można nie jako początek nowej fali bessy (tak jak w przypadku

WIG20), lecz „jedynie" jako ruch wywołany odbiciem od górnej granicy trendu bocznego. Czy taka interpretacja pozwala zakładać, że przecena zatrzyma się na pułapie ubiegłorocznych dołków WIG? Jest to oczywiście możliwe, chociaż brak jakichkolwiek pozytywnych dywergencji na wykresach oscylatorów każe brać pod uwagę jednak wybicie w dół z trendu bocznego – tak jak w przypadku WIG20. Takie wydarzenie byłoby już ostateczną zachętą do cięcia wymykających się spod kontroli strat w oczekiwaniu na nową falę bessy.