Miniony tydzień na warszawskim parkiecie upływał pod znakiem zawiedzionych nadziei. Próby odreagowania fali przeceny były konsekwentnie przekreślane przez szarżujące niedźwiedzie.
Sytuacja techniczna jest klarowna. Na wykresach głównych indeksów trudno dopatrzyć się oznak zakończenia panującego od połowy marca trendu spadkowego. Indeks WIG-Plus, który ze względu na szeroki skład i brak dominacji dużych firm może być traktowany jako najlepsze przybliżenie tego, co dzieje się na całym rynku, ustanowił nowe dołki tendencji spadkowej. Nadzieję na trwałe odreagowanie zawsze można mieć, ale na razie nadzieja ta nie ma zbytnio oparcia w faktach. Nieciekawie dla posiadaczy akcji prezentują się nie tylko wskaźniki z natury podążające za trendem (np. średnie kroczące). Nadziei jak dotąd nie dają też narzędzia mające z wyprzedzeniem dawać sygnały zmiany tendencji. Na próżno wypatrywać pozytywnych dywergencji. Nie widać ich na wykresach takich sprawdzonych wskaźników, jak MACD czy RSI. Oba indykatory systematycznie ustanawiają – podobnie jak sam indeks – nowe dołki. Dopiero gdyby nowe minima WIG-Plus nie zostały potwierdzone przez dołki wskaźników, można by zacząć się zastanawiać, czy nie mamy do czynienia z początkiem nowej jakości.
Tradycyjnie najgorzej prezentuje się obejmujący niewielki liczebnie (choć dominujący pod względem kapitalizacji) wycinek rynku WIG20, który już w poprzednim tygodniu wybił się w dół z trwającej od czasu sierpniowego krachu konsolidacji.
Warto obserwować rynki zadłużonych krajów strefy euro. Hiszpański indeks Ibex pogłębia już dołki bessy z wiosny 2009 r.