Na szerokim rynku trend spadkowy nie odpuszcza

Niewidziane od miesięcy silne zwyżki kursów okazały się bardzo wybiórcze. Co z tego, że WIG20 mocno poszedł w górę, skoro w licznym gronie małych spółek trudno dopatrzyć się oznak przełomu? Jest to o tyle zrozumiałe, że gospodarka jest nadal w fazie spowolnienia

Aktualizacja: 19.02.2017 06:59 Publikacja: 17.06.2012 14:55

Na szerokim rynku trend spadkowy nie odpuszcza

Foto: GG Parkiet

Analiza techniczna: duże spółki mocne, małe firmy nie mogą się podnieść

Trzy tygodnie pisałem o teoretycznej możliwości zagrania pod ewentualne odbicie WIG od wsparcia leżącego na wysokości ubiegłorocznych dołków. Taka typowo krótkoterminowa taktyka (poparta odpowiednimi zleceniami stop-loss) okazała się niezłym pomysłem, bo byliśmy właśnie świadkami mocnego ruchu w górę WIG i WIG20. Odbicie okazało się tak mocne, że indeksy te dotarły aż do połowy wielomiesięcznej strefy konsolidacji. WIG powrócił do 200-sesyjnej średniej kroczącej, od której „oderwał się" w dół na początku maja.

Niejako automatycznie narzuca się tu podobieństwo z falą zwyżkową ze stycznia. WIG wystartował tym razem z niemal identycznego poziomu co wtedy i w szybkim tempie przebył aż połowę ówczesnej drogi w górę. Czy analogia ta pozwala oczekiwać na kontynuację zwyżki aż do górnej granicy wspomnianej wielomiesięcznej konsolidacji, czyli do marcowego szczytu (42 281 pkt w cenach zamknięcia)?

Perspektywy kuszące, ale problem polega na tym, że w odróżnieniu od styczniowego szturmu byków tym razem zwyżka zdominowanych przez duże spółki indeksów WIG i WIG20 (w tym drugim przypadku prawie 40 proc. ostatniej zwyżki to dzieło zaledwie dwóch firm: KGHM i PZU) praktycznie nie ma potwierdzenia w sytuacji na szerokim rynku. Tam na próżno szukać oznak pozytywnego przełomu. Rzućmy choćby okiem na wykres WIG-Plus, który najlepiej przybliża trendy w licznym gronie małych firm. Podczas gdy WIG i WIG20 ostro szły w górę, WIG-Plus praktycznie stał w ostatnich dniach w miejscu. Szansa na mocne odreagowanie została właściwie zaprzepaszczona. Tutaj realia malują się w tak samo szarych barwach jak tydzień temu. Indeks jest nieopodal minimum trendu spadkowego trwającego od połowy marca. Nie pojawiła się tu żadna istotna formacja techniczna, która zapowiadałaby zmianę tego stanu rzeczy i która byłaby podstawą do zmiany trendu na wzrostowy. Wręcz przeciwnie, scenariuszem bazowym pozostaje dalsza zniżka w kierunku ostatecznego wsparcia, jakim jest grudniowy dołek (a zarazem historyczne minimum WIG-Plus, który obliczany jest od początku 2010 r.).

Nie znikł też inny symptom kiepskiej koniunktury na szerokim rynku, jakim jest łatwość, z jaką niedźwiedzie rozprawiają się ze spółkami, które z różnych fundamentalnych powodów popadły w niełaskę. Dopiero mieliśmy dramat w branży budowlanej z PBG w roli głównej, a teraz przyszedł czas na planujące drastyczne rozwodnienie kapitału Rovese. Z punktu widzenia analizy technicznej trzeba podkreślić, że w obu tych przypadkach spektakularna przecena nie była zdarzeniem wyrwanym z kontekstu. Było to po prostu przyspieszenie trwających od dłuższego czasu trendów spadkowych i dalsze pogłębienie dołków, które pogłębiane były systematycznie już wcześniej. W takich przypadkach analitycy techniczni mogą czuć pewną satysfakcję, bo przecież w czasie trendu spadkowego mają z definicji w portfelu gotówkę, a nie akcje.

Przynajmniej w odniesieniu do poszczególnych spółek ostatnie wydarzenia są też przestrogą przed tzw. uśrednianiem strat, czyli kupowaniem walorów po coraz niższych cenach. Taka strategia może się sprawdzić jedynie w odniesieniu do mocno zdywersyfikowanego portfela, gdzie ryzyko jest równomiernie rozłożone (choć nawet i w tym przypadku strategia ta jest niezgodna z filozofią analizy technicznej).

Fundamenty: nie widać sygnałów końca niekorzystnej tendencji

Już dawno koniunktura gospodarcza nie była tak chwiejna jak obecnie. O ile styczniowa silna zwyżka notowań akcji zdawała się mieć pewne oparcie w różnych odczytach makro, to teraz konsekwentnie tamte sygnały są przekreślane. Doskonale obrazuje to najnowszy odczyt indeksu wskaźników wyprzedzających OECD dla naszego kraju. Szczerze powiem, że nie pamiętam takiej sytuacji, z jaką mamy obecnie do czynienia. O ile indeks CLI ostatni kwartał ub.r. spędził, podnosząc się z upadku, to ostatnio ta zwyżka została całkiem przekreślona. Co gorsza CLI pogłębił już dołek i znalazł się najniżej od wiosny 2010 r. Do tej pory właściwie normą było, że na wykresie indeksu zmiany trendu miały jednoznaczny charakter – kiedy wskaźnik zaczynał poruszać się w przeciwnym niż wcześniej kierunku, trwało to zwykle przez kilkanaście miesięcy. Tym razem zmianę mamy po zaledwie paru miesiącach! A może niedawne odbicie było jedynie korektą i „zmyłką" dla analityków, a teraz mamy po prostu dalszy ciąg tendencji zniżkowej?

Ponieważ CLI podlega sięgającym daleko wstecz rewizjom, nie ma pewności, czy w kolejnych miesiącach widoczny obecnie układ nie zmieni się, ale obecna diagnoza jest oczywiście niesprzyjająca rynkowi akcji. W gospodarce panuje niekorzystna tendencja, a na horyzoncie nie brakuje zagrożeń. Diagnoza wynikająca z odczytów CLI jest zresztą spójna z wnioskami płynącymi z innych wskaźników, choćby PMI dla przemysłu Polski i strefy euro.

W tym kontekście kluczowe może być to, na ile odporna na spowolnienie okaże się amerykańska gospodarka. Intrygująco wygląda wykres publikowanego co tydzień wskaźnika wyprzedzającego ECRI. Chodzi nie tylko o to, że znalazł się on najniżej od stycznia, niwelując konsekwentnie cały wzrost trwający do końca marca. Kluczowe znaczenie ma wykres ECRI w dłuższej perspektywie. Od wiosny 2010 r., a więc od ponad dwóch lat, widać tu układ trzech fal wzrostowych, z których każda następna okazywała się coraz słabsza. Ostatni szczyt z marca br. był położony wyraźnie niżej niż maksima z kwietnia 2011 r. i kwietnia 2010 r. (czy ta sezonowość to tylko przypadek?). Kluczowe pytanie brzmi – czy ECRI zdoła także  tym razem utrzymać się powyżej poziomu 120 pkt, który dotąd zatrzymywał poprzednie fale spadkowe? Tym razem odległość od szczytu do tego poziomu jest wyjątkowo mała, tak więc obawy są uzasadnione. Ewentualne przebicie dołków przez ECRI w połączeniu z nowymi minimami wskaźników takich jak CLI czy PMI, byłoby dobrą pożywką dla giełdowych niedźwiedzi. Oczywiście negatywnemu scenariuszowi będzie się starał zapewne przeciwdziałać amerykański Fed.

Ostatnie lata pokazały, że nawet jeśli działania takie na dłuższą metę będą miały ograniczony efekt w realnej gospodarce, to mogą się przełożyć na silną reakcję rynków finansowych. Najbliższe posiedzenie amerykańskich władz monetarnych już w środę.

[email protected]

Analizy rynkowe
Spółki z potencjałem do portfela na 2025 rok. Na kogo stawiają analitycy?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Analizy rynkowe
Prześwietlamy transakcje insiderów. Co widać między wierszami?
Analizy rynkowe
Co czeka WIG w 2025 roku? Co najmniej stabilizacja, ale raczej wzrosty
Analizy rynkowe
Marże giełdowych prymusów w górę
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Analizy rynkowe
Tydzień na rynkach: Rajd św. Mikołaja i bitcoina
Analizy rynkowe
S&P 500 po dwóch bardzo udanych latach – co dalej?