Przewaga kupujących doprowadziła do tego, że indeks WIG20 zdołał pokonać poziom szczytu sprzed dwóch tygodni. No, może słowo pokonać, nie jest tu odpowiednie. Wczoraj średnia największych spółek GPW wyznaczyła najwyższą wartość od 13 kwietnia. Także kontraktom udało się wyjść ponad poziom dotychczasowego szczytu. W obu przypadkach problemem jest to, że to wyjście nad dotychczasowe maksima wzrostu było symboliczne. Kontrakty wyznaczyły swoje maksimum 1 pkt nad szczytem z ostatniej środy, a WIG20 zdołał pokonać dotychczasowe maksimum niewiele bardziej. Popyt nie zdołał doprowadzić do kontynuacji wzrostu po, zdawałoby się, pozytywnym sygnale. To nie świadczy dobrze o kupujących i perspektywach dalszej zwyżki w najbliższym czasie. Gdy trwa trend wzrostowy i pojawiają się jego nowe maksima, to powinny być one potwierdzeniem tendencji i motywować do dalszych zakupów. Zamiast nowej fali impulsu, popyt zniknął. Owocem tego było cofnięcie się cen i słabe zakończenie notowań. Nie tak powinna wyglądać końcówka sesji, gdy wyznacza się nowe szczyty trendu.
Co ważne, warszawski rynek akcji ponownie zachowywał się gorzej od rynków światowych. Zatem po raz kolejny daje do zrozumienia, że spodziewa się wkrótce osłabienia notowań na rynkach. Czy to przejaw ściany strachu? Tym razem niekoniecznie. W szczególności, jeśli weź-miemy pod uwagę ostatnie doniesienia o nastrojach na rynku amerykańskim. Jak donosi Mark Hulbert, w poniedziałek średnia rekomendacja wyliczana na bazie wskazań amerykańskich autorów newsletterów inwestycyjnych wynosi 47 proc., co oznacza, że zdaniem tychże analityków połowa posiadanego kapitału powinna być ulokowana w akcjach. Przed weekendem podobne wskazanie wynosiło 22,7 proc. Jak widać, w ostatnich dniach nastroje zdecydowanie się poprawiły, co może sugerować chwilowe przegrzanie. To ograniczy potencjał wzrostu.