Inwestorzy obserwujący wykres WIG20 nie mają łatwego życia. Czwartkowe odcięcie prawa do dywidendy z akcji KGHM sztucznie przesunęło indeks o ponad 70 pkt w dół, skutecznie burząc skrupulatnie budowany obraz techniczny. Można zakładać, że analiza wykresu WIG20 straciła sens nie tylko w krótkim terminie, ale w skali wielu miesięcy. Automatycznie wydłużył się bowiem dystans dzielący indeks od kluczowych w średnim okresie szczytów z lutego br. i października ub.r.
Jeśli już ktoś koniecznie chce śledzić poczynania kursów dużych spółek, to alternatywą pozostaje wrześniowa seria kontraktów terminowych na WIG20 (FW20U12). Tutaj dywidendowego problemu z natury nie ma, tak więc analiza jest bardziej wiarygodna. Kurs kontraktów po wybiciu w dół z klina zwyżkującego wykonał największy od maja ruch w dół, naruszając przy tym wsparcie w postaci dołka z 25 czerwca (2148 pkt). Chociaż piątek przyniósł poprawę nastrojów, to wcześniej pojawiło się domniemanie, że zakończeniu uległa trwająca od czerwca krótkoterminowa fala zwyżkowa. Diagnoza ta zmieni się po pokonaniu ostatniego szczytu (2244 pkt).
Bez względu na to, czy spojrzymy na wykres kontraktów, czy też zdominowanego również przez duże spółki WIG (firmy z WIG20 mają w nim 70 proc. udziału), na dłuższą metę aktualna pozostaje teza o trendzie bocznym. Pozostał już tylko miesiąc do rocznicy powstania konsolidacji, w jakiej ciągle tkwi główny indeks GPW. Po odbiciu od dolnej granicy trendu bocznego WIG przebywa drogę ku górnej granicy, leżącej w okolicy 42,3 tys. pkt. Dopiero przebicie tej bariery byłoby sygnałem trwałej, a nie tylko parotygodniowej, poprawy koniunktury.
O optymizm trudno, jeśli chodzi o liczne grono małych spółek. WIG-Plus sforsował wsparcie w postaci dołka z początku czerwca i dużymi krokami zmierza ku minimum z grudnia ub.r.