Agonia spółek groszowych - objaw końcowej fazy bessy?

Coraz słabsze dane ekonomiczne, bankructwa zadłużonych spółek, osuwające się przy niskich obrotach kursy akcji na szerokim rynku, powszechna niechęć do giełdy, rosnące oczekiwania na obniżkę stóp procentowych – to wszystko już było nie raz i powtarza się teraz w ramach cyklu koniunkturalnego. Do dna tego cyklu jest coraz bliżej.

Aktualizacja: 19.02.2017 01:06 Publikacja: 23.07.2012 11:09

Tomasz Hońdo

Tomasz Hońdo

Foto: Archiwum

Warszawski parkiet ma coraz wyraźniejsze rozdwojenie jaźni. W zależności od tego, na który giełdowy indeks spojrzymy, wnioski potrafią być zadziwiająco odmienne. Z jednej strony weźmy np. WIG, który można spokojnie traktować jako indeks zdominowany przez duże spółki (uczestnicy WIG20 mają w nim 70 proc. udziału), a z tego powodu podążający w trendach w miarę zgodnych z wydarzeniami na giełdach zachodnich. Na jego wykresie sytuacja wygląda ciągle całkiem nieźle. Korekta spadkowa z pierwszej połowy lipca nie zdołała wprowadzić na tyle dużo zamętu, by przekreślić szanse na kontynuację fali zwyżkowej, która wystartowała miesiąc wcześniej. W dłuższej perspektywie ta sama fala uratowała WIG przed wybiciem w dół z eleganckiej formacji trendu bocznego, w jakim indeks tkwi od czasu sierpniowego krachu. Utrzymanie stanu równowagi oznacza jednocześnie zachowanie opcji na wybicie w górę z tendencji bocznej w bliżej nieokreślonej przyszłości.

Czyli jest całkiem nieźle? Takiego odczucia niestety nie mają z pewnością posiadacze akcji niejednej spółki. Statystyki dotyczące struktury trwającej od półtora miesiąca zwyżki mówią same za siebie. Okazuje się, że liczba spółek z WIG, które od początku czerwca straciły na wartości, jest o ponad połowę większa od liczby firm, które w tym samym czasie podrożały. Często nie chodzi tu przy tym o przecenę rzędu paru czy kilkunastu procent, lecz kilkudziesięciu procent. Nad rynkiem unosi się ciągle widmo powtórki na jeszcze szerszą skalę spektakularnych krachów, które dotknęły dotąd akcjonariuszy choćby PBG, Hydrobudowy, Bomi, IDM czy Idea TFI.

O tym, że na szerokim rynku akcji ciągle bardzo łatwo o narastające w szybkim tempie straty, świadczy sytuacja na wykresie gromadzącego prawie 200 spółek indeksu WIG-Plus. Czerwcowe ożywienie dawno odeszło tu do przeszłości, a teraz liczy się groźba przebicia dołka z grudnia ub.r., stanowiącego zarazem minimum bessy. O kiepskiej kondycji szerokiego rynku, a w szczególności małych spółek, świadczy też stworzony przez nas indeks spółek groszowych (notowanych poniżej 1 zł). Bardzo niskie nominalnie ceny tego typu akcji często (choć nie zawsze) świadczą o długotrwałym trendzie spadkowym. „Groszówki" są pewnego rodzaju papierkiem lakmusowym kondycji całego rynku. W pierwszych etapach hossy walory takie potrafią gwałtownie drożeć, wytyczając kierunek dla innych papierów. Na razie jednak o takim pozytywnym rozwoju wydarzeń nie sposób mówić. Rzeczywistość jest zupełnie inna. Obliczyliśmy indeks „groszówek" od połowy marca, czyli od momentu, w którym WIG zakończył wiosenny rajd w górę, ustanawiając tegoroczny szczyt. Jak widać, akcje groszowe nie mogą przerwać złej passy, która tylko od połowy marca obcięła ich wartość średnio o jedną trzecią. Grosz po groszu ich kursy nieustannie idą w dół. Jednocześnie rośnie liczba walorów notowanych poniżej 1 zł, przez niektórych zwanych śmieciowymi. Przez cztery miesiące grono to poszerzyło się z nieco ponad 50 do prawie 80 (skład indeksu korygujemy po każdej sesji).

Co jest przyczyną takiego rozdwojenia jaźni warszawskiego parkietu? Źródeł należy upatrywać w gospodarce. Ostatnie dane makro (roczny wzrost produkcji wynoszący zaledwie 1,2 proc., roczny przyrost zatrudnienia na poziomie już tylko 0,1 proc.) jednoznacznie potwierdzają tezę o tym, że gospodarka jest w spadkowej fazie cyklu koniunkturalnego. Coraz słabsza kondycja ekonomiczna – wywołana „importem" zjawisk recesyjnych z Europy Zachodniej – uderza w przedsiębiorstwa. Najmocniejsze ciosy otrzymują zaś – jak zwykle przy takiej okazji – firmy małe, niemające odpowiednich zasobów, by przetrwać złe czasy, zwłaszcza jeśli są obciążone nadmiernym zadłużeniem. Zapewne w taki właśnie sposób można tłumaczyć słabość akcji „maluchów" na GPW, w tym wspomnianych spółek groszowych. Tu do trwałego przełomu dojdzie dopiero wówczas, gdy rynek zauważy pierwsze jaskółki cyklicznego ożywienia gospodarczego. Tymczasem można tylko spekulować, kiedy to nastąpi (patrz niżej).

[email protected]

Bliżej niż dalej do dna cyklu koniunkturalnego

Podejmując decyzje inwestycyjne, zwłaszcza te o nieco dłuższym horyzoncie czasowym, warto brać pod uwagę, że zarówno w gospodarce, jak i na giełdzie panuje wyraźny cykl koniunkturalny, który powtarza się regularnie od wielu lat. Wystarczy spojrzeć na wykres rocznej dynamiki produkcji. Od jesieni 2010 r. przemysł jest w cyklicznej fazie spadkowej. Historia sugeruje z jednej strony, że taka faza jest nieuchronna i że właśnie w tym okresie należy spodziewać się strat z akcji. Z drugiej strony każda taka faza spadkowa w przeszłości prędzej czy później dobiegała końca, a potem jej miejsce zastępowało cykliczne ożywienie, przynoszące upragnioną kilkudziesięcioprocentową zwyżkę WIG (i jeszcze większe skoki notowań „zdołowanych" wcześniej małych spółek, z groszowymi na czele). Nie ma powodu, by zakładać, że tym razem będzie inaczej. Pozostaje oczywiście pytanie, kiedy gospodarka ustanowi twarde dno. Widoczny na wykresie prosty model, będący próbą ułożenia dynamiki produkcji w ładne regularne fale, sugeruje, że ustanowienie dna powinno być kwestią już najbliższych miesięcy. Z drugiej strony w przeszłości każda faza spadkowa spychała dynamikę produkcji poniżej zera. Z takim wydarzeniem na razie jeszcze nie mieliśmy do czynienia. Pozostaje też jeszcze kwestia stóp procentowych. Faza spowolnienia w gospodarce dobiegała końca dopiero po obniżkach kosztu pieniądza. Tak było za każdym razem. Także i ten warunek nie jest jeszcze spełniony. Coraz częściej pojawiają się jednak spekulacje, że Rada Polityki Pieniężnej ugnie się w końcu pod ciężarem słabnącej gospodarki.

Wstrzelenie się z decyzjami inwestycyjnymi w okolice dołka koniunktury gospodarczej powinno na dłuższą metę zaowocować solidnymi stopami zwrotu z akcji. Szanse na zyski będą paradoksalnie tym większe, im mniej popularna będzie taka strategia. Widać jak na dłoni, że niedoświadczeni uczestnicy rynku, którzy giełdą interesują się dopiero wówczas, kiedy widzą w reklamach dwucyfrowe roczne stopy zwrotu z funduszy inwestycyjnych, notorycznie się mylą. Obecna powszechna niechęć względem giełdy i umiłowanie dla bezpiecznej gotówki to cechy typowe dla zaawansowanej fazy spadkowej cyklu koniunkturalnego. Ci niedoświadczeni uczestnicy rynku, którzy teraz stronią od giełdy, zaczną się nią interesować zapewne dopiero, kiedy wahadło koniunktury wychyli się w drugą stronę. Nie warto robić takiego błędu.

Analizy rynkowe
Spółki z potencjałem do portfela na 2025 rok. Na kogo stawiają analitycy?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Analizy rynkowe
Prześwietlamy transakcje insiderów. Co widać między wierszami?
Analizy rynkowe
Co czeka WIG w 2025 roku? Co najmniej stabilizacja, ale raczej wzrosty
Analizy rynkowe
Marże giełdowych prymusów w górę
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Analizy rynkowe
Tydzień na rynkach: Rajd św. Mikołaja i bitcoina
Analizy rynkowe
S&P 500 po dwóch bardzo udanych latach – co dalej?