W piątek w końcu dał się zauważyć popyt. Tydzień wcześniej ceny kontraktów opuściły miesięczną konsolidację. Pojawił się sygnał zmiany nastawienia na negatywne. Kolejne dni, w trakcie których rynek schodził na coraz niższe poziomy, potwierdzały słuszność nastawienia. W czym więc problem? Skąd to oczekiwanie na pojawienie się popytu? Wynika ono z tego, że zanim doszło do wybicia, rynek przez kilka miesięcy rósł. Trudno zakładać, że teraz po wybiciu wszyscy przyjmą ten fakt do wiadomości i nie będzie takich, którzy to osłabienie będą wykorzystywać do zakupów.

Tymczasem gasnąca aktywność wskazuje na to, że owszem, zakupy są czynione, ale są one niewielkie. Nawet w trakcie piątkowej zwyżki były one małe. Obrót na ostatniej sesji tygodnia był taki, jaki miałby być 2 listopada. Można się tylko domyślać, co będzie się działo na sesji w trakcie długiego weekendu.

Sytuacja na wykresach wydaje się klarowna. Po opuszczeniu trendu bocznego trwa spadek cen. Można mieć wątpliwości co do jego tempa, ale kierunek sugerowany przez wcześniejszy sygnał jest zachowany. Z tego względu zakładać należy, że spadek cen ma większe szanse na realizację, choć nadal nad nami wisi możliwość ruchu powrotnego.

W tym momencie warto pamiętać, że sygnał ma charakter średnioterminowy i jego zanegowanie będzie faktem dopiero przy ewentualnym wyjściu nad dotychczasowe maksimum trendu wzrostowego, czy inaczej mówiąc, nad konsolidację, z której niedawno rynek wyskoczył dołem.