Miniony tydzień nie sprzyjał rozstrzygnięciom na warszawskim parkiecie. Powody były dwa. Pierwszy to czwartkowe święto, które sprawiło, że część traderów urządziła sobie zapewne długi, czterodniowy weekend. Drugi powód to huragan Sandy, który na dwa dni wykluczył z handlu graczy na Wall Street. Ten wyjątkowy charakter ubiegłego tygodnia z natury sprzyjał brakowi poważniejszych zmian. WIG przez większość tygodnia utrzymywał się w bardzo wąskim przedziale zmienności o szerokości niespełna 1 proc. Co ciekawe, ten zakres wahań został na dobrą sprawę wyznaczony jeszcze zanim się zaczął miniony „anormalny" tydzień. Niska zmienność widoczna była już od 24 października.
Piątkowy fixing nieoczekiwanie przyniósł wyjście górą z tej wąskiej konsolidacji. To pewien argument dla optymistów, którzy liczą, że to początek powrotu WIG do październikowej górki. W dłuższej perspektywie argumentem jest również fakt, że WIG pozostaje powyżej górnej granicy ponadrocznego trendu bocznego, a więc można nadal mówić o korzystnych perspektywach w dłuższym horyzoncie czasowym.
Pesymiści też mają jednak w garści pewne argumenty. Jeden z nich to fakt, że piątkowa „cudowna" zwyżka na fixingu wydaje się mocno podejrzana, zważywszy, że przez większość dnia niewiele się działo. W takim ujęciu ciągle istnieje groźba cofnięcia się WIG w głąb krótkoterminowej konsolidacji, a nawet wybicia dołem. Wsparcie stanowi okolica 43 tys. pkt.
Równie niejednoznaczne sygnały płyną z szerokiego rynku. Z jednej strony po myśli pesymistów jest przebieg korekty w przypadku mocno rosnącego wcześniej indeksu sWIG80, który nie zdołał utrzymać się powyżej pułapu 10 tys. pkt. Z drugiej strony mamy jednak gromadzący blisko 200 małych spółek WIG-Plus, który w środę wyszedł przed szereg, pokonując październikowy szczyt i wspinając się na poziom najwyższy od prawie czterech miesięcy (pod tym względem indeks ten ma i tak sporo do nadrobienia względem zdominowanego przez duże spółki WIG, który jeszcze niedawno ustanawiał przecież ponadroczne maksima).